- Ta praca jest wyczerpująca. Tego jest po prostu dużo. To cztery rodzaje wyborów, ogrom kandydatów - tłumaczyła błędy w protokołach sekretarz Państwowej Komisji Wyborczej. Szef komisji odniósł się także do obecności byłego wiceprezydenta Warszawy w miejskiej komisji wyborczej.
Podczas wtorkowej konferencji prasowej Państwowej Komisji Wyborczej wrócił temat trzech komisji wyborczych, o których - wedle oficjalnych danych ze strony PKW - odnotowano 100-procentową frekwencję. Jeden z dziennikarzy dopytywał, jak takie dane są weryfikowane i czy jest pewność, że inne komisje nie popełniły podobnych błędów.
"Tego jest po prostu dużo"
- To była ewidentna nieprawidłowość, protokoły zostały zwrócone z powrotem do obwodowej komisji i tam było to jeszcze raz sprawdzane. To nie jest wyjątek, takie rzeczy się zdarzają. Mylić się jest rzeczną ludzką, tam jest mnóstwo głosów do liczenia - przyznała Magdalena Pietrzak, sekretarz PKW. - Ta praca jest wyczerpująca. Tego jest po prostu dużo. To cztery rodzaje wyborów, proszę pamiętać, ilu kandydatów jest, tego się nie da w żaden sposób porównać do wyborów parlamentarnych czy prezydenckich. Do każdego z rodzajów wyborów jest ogrom kandydatów - dodała.
Pojawiły się pytania o rozbieżności między liczbą kart wydanych a liczbą kart wyjętych z urn. Pietrzak stwierdziła, że oficjalnie takie informacje do komisji nie dotarły. - One (protokoły - red.) mają swoją drogę. Najpierw muszą trafić do terytorialnej komisji, potem do komisarza i to komisarz będzie sprawdzał prawidłowość protokołów, które zostaną mu przedłożone. Mogę przypuszczać, że to te brakujące w Warszawie protokoły. One prawdopodobnie zostały cofnięte z powodu nieprawidłowości wynikających z liczb - tłumaczyła sekretarz PKW.
I dodała, że najlepszym sposobem weryfikacji nieścisłości jest ponowne przeliczenie. - Jeśli okazałoby się, że po ponownych liczeniach, wyniki są te same, czyli nieprawidłowości będą miały miejsce, komisarz zapewne zgłosi to do prokuratury - stwierdziła Pietrzak.
Konflikt interesów?
Poruszono także kwestię Jarosława Jóźwiaka, członka miejskiej komisji wyborczej w Warszawie, byłego zastępcy Hanny Gronkiewcz-Waltz. - Czy w państwa ocenie nie ma pewnego konfliktu interesów: mamy miejską komisję wyborczą w Warszawie, w której zasiada m.in. były wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak, który odszedł ze stołecznego ratusza w cieniu afery reprywatyzacyjnej? – dopytywał jeden z dziennikarzy przypominając, że jednym z głównych tematów kampanijnych Patryka Jakiego była reprywatyzacja.
- Myślę, że to zbyt daleko idący zarzut, określenie, bo przecież chodzi o terytorialną komisję wyborczą, a głosy liczy przede wszystkim komisja obwodowa. Nie dopatrywałbym się żadnego naruszenia zasady uczciwości czy bezstronności – odpowiedział przewodniczący PKW Wojciech Hermeliński.
- Sugestia tego rodzaju, że Jóźwiak swoją obecnością czy działalnością spowodował, że szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść pana Trzaskowskiego... Nie mamy takiej informacji. Oceniając w sposób obiektywny, byłbym daleki od takich podejrzeń. Jeśli są takie okoliczności, które świadczyłyby o tym, że doszło do naruszeń, są do tego odpowiednie organy, trzeba je zawiadomić - odniósł się do pytania dziennikarza i zapewnił, ze do PKW takie sygnały nie dotarły. - Nikt nie zgłaszał takich sugestii. Nie mam obaw, że doszło do nieprawidłowości - zapewnił.
- Zgodnie z kodeksem wyborczym terytorialne komisje wyborcze powołuje komisarz wyborczy, przy czym zgłoszenia dokonują pełnomocnicy komitetów wyborczych utworzonych przez partie polityczne lub koalicje. Każdy komitet wyborczy miał prawo zgłosić co najmniej jednego reprezentanta – wtrącił Sylwester Marciniak, wiceprzewodniczący PKW.
Zdjęcie na stronie głównej: Marcin Obara / PAP
b/ec