Autobusy uciekały ludziom sprzed nosa, bo informacje wprowadzały w błąd. Gubili się nie tylko pasażerowie, ale też kierowcy, a nawet pracownik ZTM. To była pierwsza noc z zamkniętą pętlą przed Dworcem Centralnym. Ludzie byli zdani sami na siebie, bo nie było ani jednego informatora.
Przez całą noc przy dworcu Centralnym panował chaos. Pasażerowie komunikacji miejskiej byli zdezorientowani i wściekli. – Nie ma żadnych informacji! To bałagan jakiego świat nie widział – denerwowali się.
Cały problem w tym, że w nocy, na przystankach nie było informatorów. Z kolei informacje na przystankach były po prostu nieczytelne.
Powtórka z dnia poprzedniego
Już dzień wcześniej na pętli przy dworcu pojawił się problem. Pasażerowie, uprzedzeni, że pętla będzie zamknięta od 17 lutego powędrowali w poszukiwaniach przystanków zastępczych. Okazało się jednak, że pętla nie została zamknięta, a autobusy odjeżdżały z niej jak zwykle.
Dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego, Leszek Ruta już przeprosił za zamieszanie. W czwartkowym programie Miejski Reporter bił się w piersi, za wcześniejszy bałagan. - Chciałbym przeprosić pasażerów, ale i kierowców również nocnych autobusów za to zamieszanie – mówił.
Dezorientacja i złość
Kierowcy autobusów tej nocy znów narzekali na zamieszanie. Pasażerowie na to, że nikt z ZTM nie chciał im pomóc. Za dnia, kiedy na zastępczych przystankach pojawili się informatorzy, problem zniknął. Niestety, spokój i porządek znikają razem z godziną 19.00, kiedy informatorzy schodzą ze swoich stanowisk.
Łukasz Wieczorek aq/ec