Zarząd Transportu Miejskiego kończy instalację nowych bramek na pierwszej linii. Przy wejściu na każdą stację jedna nowa uzupełnia kilka kołowrotkowych, które zostaną na swoich miejscach. Ponad 50 nowych bramek kosztować będzie 11 milionów złotych. - Dlaczego działają tak wolno? - zastanawiają się zdezorientowani pasażerowie.
Nowe bramki pojawiły się już niemal na wszystkich stacjach pierwszej linii, po jednej na wejście, z boku. Wraz z nimi uszczelniono wyjścia ewakuacyjne, które wcześniej były notorycznie nadużywane i traktowane głównie jako wejście dla tych, którym nie chce się szukać karty w plecaku czy torebce. Formalnie rzecz biorąc z tej opcji mogli korzystać ci z dużym bagażem czy rowerem.
Inwestycję ZTM można więc zrozumieć, ale działanie nowych bramek dziwi osoby przyzwyczajone, że podobne (choć uchylne) drzwiczki na drugiej linii metra otwierają się natychmiast. Kołowrotki w wejściach starego typu na pierwszej linii też działają bez zbędnej zwłoki.
Tymczasem te najnowsze potrzebują kilku sekund na reakcję, co często wywołuje dezorientację. "Zepsuła się? Nie zeskanowałem dobrze karty? Karta już nieważna?" - denerwują się i dziwią pasażerowie.
Wśród nich Jan Kunert, dziennikarz Konkretu 24, który na Twitterze zamieścił filmik pokazujący działanie bramki nowe typu. Widać na nim, że drzwi uchylają się dopiero 4-5 sekund po zeskanowaniu karty.
Mega nowoczene i mega szybkie bramki w metrze. pic.twitter.com/CoF466TiRL— Jan Kunert (@Jan_Kunert) 5 kwietnia 2019
Dlaczego? Sytuację wyjaśnia Kunert, tym razem Tomasz, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego (zbieżność nazwisk przypadkowa). - Nowe, szersze bramki są dedykowane dla osób z niepełnosprawnościami, z bagażem, wózkiem czy rowerem, którym trudno jest przechodzić przez kołowrotki. Dlatego też dają czas na przygotowanie się do przejścia, stąd zwłoka w otwieraniu - wyjaśnia rzecznik.
I dodaje, że podobnie jest zresztą na linii M2: - Gdzie w rzędzie bramek "normalnych" jest szersza dla osób o ograniczonej mobilności.
53 bramki za 11 milionów
Do tej pory zamontowano 48 nowych bramek, do instalacji pozostało jeszcze pięć sztuk. I na tym koniec, nie jest planowana dalsza wymiana kołowrotków na drzwiczki. Jak wylicza nasz rozmówca, cała operacja będzie kosztowała około 11 milionów złotych.
- Oczywiście kwota obejmuje nie samą bramkę, ale całą potrzebną infrastrukturę: to jest bramki, nowe wygrodzenia, bramki ewakuacyjne z elektrozamkami, korektę ścieżek prowadzących, korektę linii bramek istniejących, instalacje elektryczne zasilające i sterujące, naprawę posadzek - wylicza Tomasz Kunert.
Przy okazji pytamy, czy ZTM nie rozważa całkowitej rezygnacji z bramek, co podnosili swego czasu miejscy aktywiści. Zwracali uwagę, że do autobusu czy tramwaju wchodzi się bez konieczności skanowania karty, więc bramki są tylko utrudnianiem życia pasażerom. Na likwidację się jednak nie zanosi.
- Bramki są urządzeniami, które służą do kontroli biletów, ale też pozwalają ocenić, jak duża grupa pasażerów jest na terenie metra. To istotne ze względów bezpieczeństwa. Jeśli dojdzie do alarmowej sytuacji, wiemy jaką skalę będzie mieć ewakuacja. Dzięki bramkom "dozujemy" pasażerów, wchodzą jeden za drugim, a nie wielką grupą. Taki uporządkowany sposób wchodzenia jest ważny wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z dużymi grupami ludzi. Proszę zauważyć, że na imprezy masowe zawsze wchodzi się w taki sam sposób - wyjaśnia rzecznik ZTM.
Kolejnym argumentem są także dane płynące z bramek. - Dają nam istotną wiedzę w planowaniu komunikacji. Wiemy dokładnie, jakie jest wykorzystanie metra w konkretnych godzinach i jak dostosować do tego komunikację naziemną - podsumowuje Kunert.
Bramka nowego typu na I linii metra
bako/pm