Jak dowiedział się portal tvnwarszawa.pl, plan restrukturyzacji zakłada ograniczenie działalności szpitala do obszaru ortopedyczno-urazowego z rehabilitacją.
- W tym celu chcemy przenieść oddział chirurgii ogólnej i wewnętrzny do innego, podlegającego nam, szpitala. Bierzemy tutaj pod uwagę Bródnowski lub szpital w Międzylesiu – precyzuje Adam Struzik, marszałek Mazowsza.
Co powoduje takie decyzje?
Ogromne zadłużenie szpitala, które dzisiaj wynosi ponad 100 mln złotych.
Marszałek Struzik w dużej mierze za finansową zapaść szpitala obarcza Narodowy Fundusz Zdrowia. - Szpital na Barskiej przeżywa olbrzymie problemy. Wynikają one głownie z braku adekwatnego dofinansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia. Ten problem pogłębia się już od kilku lat – wyjaśnił Struzik.
Z wyliczeń przesłanych nam przez NFZ wynika jednak, że w sumie na leczenie dla całego szpitala mazowiecki NFZ przeznaczał z roku na rok coraz więcej pieniędzy. W 2007 była to kwota 16 mln złotych, a w ubiegłym już prawie dwukrotnie więcej.
To wciąż za mało. Na przestrzeni ostatnich kilku lat Barska miała nadwykonania (wykonywano więcej świadczeń, niż limit określony w kontrakcie - red.). W 2007 roku szpital zgłaszał się do NFZ o zwrot 146 tys. złotych, w 2012 r. 6,2 mln, a w 2013 r. 3,9 mln.
Pracownicy w rozmowach z nami oceniają z kolei, że od lat brakuje planu dla placówki.
Ostatnie lata na Barskiej to seria kontroli. Obecnie opracowywane są wyniki kolejnych. Dotarliśmy do dokumentów pokazujących, z jakimi problemami borykał się szpital.
2010 rok: pierwsze problemy
Pierwsze sygnały o trudnej sytuacji finansowej pojawiły się kilka lat temu. Dziennikarz tvnwarszawa.pl dotarł do dokumentów obrazujących kulisy walki o byt najbardziej zadłużonego szpitala na Mazowszu.
- Na początku 2010 roku złą kondycję finansową potwierdzili biegli rewidenci, którzy prześwietlili finanse szpitala za 2009 rok. Już wtedy zauważyli, że istnieje ryzyko niewypłacalności pensji. Już wówczas dług szpitala wynosił 18 mln złotych – wspomina Sylwia Wnuk ze związków zawodowych szpitala. Jak dodała Wnuk, mimo rosnącego długu o ponad 5 mln złotych wzrosły wydatki na pensje. - W administracji wzrost o 1300 złotych, dla lekarzy o 3000 złotych, a dla pielęgniarek zaledwie o 250 złotych. Ponadto dla ośmiu lekarzy kontraktowych za 2010 rok zarezerwowano na wynagrodzenia 3,5 mln złotych – opowiada Wnuk.
Na jednym ze spotkań ze związkami zawodowymi ówczesna dyrektor departamentu zdrowia po raz pierwszy poinformowała, że w szpitalu ma być wdrożony program naprawczy. Jednocześnie podkreśliła, że za wcześnie by mówić o szczegółach.
Mówi Hanna Wiak ze związku zawodowego
Kontrole wojewody: braki w sprzęcie i kartach pacjentów
Związki zawodowe zaczęły mówić o złym zarządzaniu szpitalem. W 2010 roku wojewoda mazowiecki postanowił przeprowadzić dwie kontrole.
Kontrolerzy wytknęli braki w sprzęcie na oddziale ratunkowym.
- Przy stanowisku resuscytacyjnym brakowało zestawu RTG. Z kolei przy stanowisku intensywnej terapii brakowało kapnografu, pomagającego przy monitorowaniu oddechu pacjenta. Nie było też wydzielonego pomieszczenia do zakładania opatrunków gipsowych – czytamy w raporcie. Ponadto pracownicy nie byli w stanie pokazać dokumentów potwierdzających stan techniczny kilkudziesięciu sprzętów medycznych m.in. respiratorów, łóżek czy aparatów do znieczulenia. Kontrolerzy wytknęli też bałagan w dokumentacji pacjentów. Brakowało w nich między innymi zaleceń lekarskich czy kart gorączkowych. Ponadto niektóre dokumenty były nieczytelne, czasami brakowało informacji o lekarzu, który zajmuje się pacjentem. Najgorzej było z kartami pacjentów z najcięższymi obrażeniami, w dokumentacji nie było nawet danych identyfikujących pacjenta.
Podobne braki były również w księdze zabiegów czy raportach pielęgniarskich.
Kontrola PIP: szpital nie płacił na fundusz socjalny
Na początku września 2011 roku do szpitala wpłynęły z kolei wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy.
Kontrolerzy wykryli, że dyrekcja szpitala nie ustaliła ze związkami zawodowymi sposobu podziału 40 procent kwoty wzrostu zobowiązania Narodowego Funduszu Zdrowia za 2010 rok (w porównaniu do 2009 roku) przeznaczonej na wzrost wynagrodzeń osób zatrudnionych w szpitalu. Stwierdzono również, że szpital nie przekazywał na czas lub wcale pieniędzy na fundusz socjalny. Dyrekcja musiała brakujące kwoty wpłacić.
Znów kontrola wojewody: brak ubezpieczenia, błędy w dokumentach
2012 rok przyniósł kolejne kontrole.
W czerwcu gotowy był raport z kontroli oddziału kardiologicznego. Urzędnicy wojewody wykryli wiele nieprawidłowości. Szpital nie miał ubezpieczenia z tytułu zdarzeń medycznych na kardiologii. Ponadto było zatrudnionych za mało pielęgniarek.
Wykryto również błędy w prowadzeniu dokumentacji medycznej.
"Miażdżący" raport ekspertów
Kolejne miesiące nie przynosiły poprawy, dług szpitala rósł. Na koniec 2012 roku osiągnął 100 mln złotych.
Na początku 2013 roku pracownicy po raz kolejny nie otrzymali na czas wynagrodzenia, przykładowo za maj pensja była wypłacana w czterech ratach. Za czerwiec w trzech. Przed wakacjami szpital odwiedzili pracownicy Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia.
- Ich raport był miażdżący. Według kontrolerów zmieniona struktura organizacyjna stanowi zagrożenie dla pacjentów. Wytykali również brak nadzoru ordynatora nad pracą lekarzy etatowych i kontraktowych, bałagan w dokumentacji oraz brak nadzoru nad pacjentem po zabiegu – cytuje Wnuk.
Likwidowane oddziały, interwencja ministra, kolejne kontrole
Ubiegły rok przyniósł pierwsze korki w ograniczeniu działalności szpitala. Zlikwidowano poradnie: onkologicznej, okulistycznej i kardiologicznej. Zamknięto również stację dializ.
Ponadto sprawą zainteresował się wiceminister zdrowia. Stało się to po tym, jak wpłynęło do niego pismo od związków zawodowych. Sylwia Wnuk informowała w nim między innymi o ograniczeniu działalności oddziału rehabilitacji i zamknięciu jednej z dwóch sal operacyjnych na oddziale chirurgii ogólnej i onkologicznej. Cezary Rzemek zwrócił się do Urzędu Marszałkowskiego, Wojewody oraz Państwowej Inspekcji Pracy o przeprowadzenie gruntowej kontroli szpitala przy Barskiej.
Kontrole zostały przeprowadzone, trwa opracowywanie raportów.
Sylwia Wnuk ze związków zawodowych opowiada o kulisach zamknięcia SORu
Tak upadał SOR
Warto przypomnieć również sprawę, która odbiła się szerokim echem na przełomie 2013 i 2014 r. Ten czas upłynął pod znakiem zamieszania z radiologami, co było gwoździem do zamknięcia oddziału ratunkowego.
13 grudnia 2013 r. roku na piśmie radiolodzy zapytali o możliwość przedłużenia umów, które im się kończyły. Dyrektorka lecznicy Mirosława Rutkowska ich nie przedłużyła i tuż przed Wigilią poszła na urlop. Dodatkowo radiolodzy mieli zaległości w wypłatach.
- Dopiero wicedyrektor do spraw lecznictwa podpisał tymczasowe umowy do 7 stycznia, czyli do powrotu dyrektorki. W ten sposób udało się zabezpieczyć pracę radiologów w okresie świąteczno-noworocznym - wspomina Wnuk.
6 stycznia 2014 r. lekarz dyżurny SOR-u napisał do wojewody mazowieckiego alarmujące pismo. Poinformował w nim, że od 7 stycznia nie będzie radiologów.
Skutki? Brak możliwości wykonania tomografii komputerowej, opisów prześwietleń. - To zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów wymagających pilnej diagnostyki radiologicznej – napisał Piotr Łukiewicz.
7 stycznia 2014 r. do wojewody mazowieckiego dotarła informacja o problemach z obsadą na dyżurach na szpitalnym oddziale ratunkowym. Dlatego wstrzymał do odwołania zwożenie przez karetki pacjentów na Barską. Dodatkowo prosił dyrektor Rutkowską o unormowanie sytuacji na oddziale.
Ta postanowiła wprowadzić teleradiologię. O co chodzi? Prześwietlenia wykonuje szpital przy Barskiej, natomiast opis wykonują już lekarze z Pomorza. Tam ma siedzibę zewnętrza firma, która pośredniczy w kontakcie z lekarzami opisującymi klisze.
9 stycznia 2014 roku rada społeczna szpitala pozytywnie zaopiniowała pomysł likwidacji Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
Tydzień później pozytywnie zaopiniowali również likwidację poradni chorób naczyń.
20 stycznia 2014 r. SOR i poradnia chorób naczyń przestały istnieć.
Dyrektor zrezygnowała
O długu rosnącym w zastraszającym tempie, sporze ze związkiem zawodowym, wynikami licznych kontroli czy zamieszaniem z radiologami chcieliśmy porozmawiać z dyrektorką Rutkowską. Na początku wyraziła chęć rozmowy. Zapewniła, że po spotkaniu oddzwoni. Nie oddzwoniła, dzień później – 28 stycznia – podała się do dymisji.
Obecnie szpitalem kieruje tymczasowy dyrektor. Jak się dowiedzieliśmy, wkrótce ma ruszyć procedura wyłaniania nowego.
W oknach szpitala pojawiły się transparenty:
Szpital przy ulicy Barskiej
Do sprawy będziemy wracać.
Bartłomiej Frymus – b.frymus@tvn.pl //mz