W momencie, kiedy cała Unia Europejska inwestuje setki miliardów w odbudowę swojej gospodarki, Polska byłaby pozbawiona 530 miliardów złotych. Rachunek za to zapłacą obywatele, a nie rządzący - mówi prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, odnosząc się do informacji o możliwości wstrzymania Polsce dostępu do unijnych funduszy w ramach polityki spójności. Jak wyliczał, mowa o środkach porównywalnych do budżetu stolicy na najbliższe 25 lat.
Brytyjski dziennik "Financial Times" poinformował w niedzielę, że instytucje Unii Europejskiej są gotowe, by zamrozić środki na pomoc regionalną dla Polski w związku z obawami o niezależność wymiaru sprawiedliwości. O sprawie pisała też w poniedziałek "Rzeczpospolita". Według dziennika, Unia Europejska nie wypłaci Polsce żadnych pieniędzy, dopóki nie dojdzie do naprawy sądownictwa w naszym kraju. Chodzi nie tylko o Krajowy Plan Odbudowy (24 mld euro dotacji i 12 mld euro pożyczek z unijnego funduszu na odbudowę gospodarczą po pandemii). Pod znakiem zapytania ma stać też większa kwota z tak zwanego normalnego budżetu w ramach polityki spójności (ponad 75 mld euro). Rzecznik Komisji Europejskiej Stefan De Keersmaecker powiedział, że tak długo jak Polska nie spełni warunków, pieniądze nie zostaną wypłacone.
Do sprawy odniósł się podczas wtorkowej konferencji prasowej prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. - Byłem w Brukseli i rozmawiałem z komisarzami i dyrektorami generalnymi a propos bezpośredniego finansowania samorządów. Już wtedy, w ubiegłym tygodniu, usłyszałem, że jest zagrożenie, że poza funduszem odbudowy, również pieniądze z właściwego budżetu Unii Europejskiej zostaną zablokowane, ponieważ polski rząd nie wywiązuje się ze wszystkich umów i obietnic, które sam złożył na papierze - powiedział Trzaskowski.
Jak przeliczył, Polsce grozi utrata około 530 miliardów złotych (360 miliardów złotych w ramach wypłaty z budżetu spójności na lata 2021-2027 oraz około 170 miliardów z unijnego Funduszu Odbudowy). - Żartów nie ma. Jeżeli porównamy te pieniądze do budżetu Warszawy, to jest to budżet miasta na 25 lat. To olbrzymie pieniądze - podkreślił.
- Słyszałem wypowiedzi ministrów, że takiego zagrożenia nie ma. Mam nadzieję, że wiedzą o czym mówią, bo gdyby takie zagrożenie się ziściło, to sytuacja może stać się bardzo szybko absolutnie tragiczna. Jeżeli Polska miałaby być pozbawiona tych pieniędzy, to cały ten rachunek byłby trudny do udźwignięcia. W momencie, kiedy cała Unia Europejska inwestuje setki miliardów w odbudowę swojej gospodarki, Polska byłaby pozbawiona 530 miliardów złotych. Rachunek za to zapłacą obywatele, a nie rządzący za całkowicie nieodpowiedzialną politykę rządu - ocenił prezydent stolicy.
CZYTAJ TEŻ: Co to jest Fundusz Spójności? Ile pieniędzy stanęło pod znakiem zapytania? Ekspertka wyjaśnia
Rzecznik rządu: nie wpłynęło żadne pismo z Komisji Europejskiej
Do kwestii funduszy europejskich na nową perspektywę finansową odniósł się na Twitterze minister funduszy i polityki regionalnej Grzegorz Puda. "Warunki podstawowe są dla całej UE jednakowe. Przyjęto już cztery programy. Merytoryczne prace z KE idą dobrze. W wielu aspektach się zgadzamy. Urzędnicy KE mówią już wprost, że finalna akceptacja będzie polityczna" - napisał.
Rzecznik rządu Piotr Mueller powiedział w poniedziałek, że do rządu nie wpłynęło żadne pismo z Komisji Europejskiej o zablokowaniu środków z polityki spójności i funduszy rolnych dla Polski.
Na doniesienia o możliwości wstrzymania dostępu dla Polski do unijnych środków odpowiadają agencje ratingowe. Główny analityk agencji ratingowej Moody's na Polskę Steffen Dyck uważa, że "dalsze znaczące pogorszenie się sytuacji w obszarze praworządności i intensyfikacja konfliktu z Unią Europejską miałyby wpływ na lokowanie biznesu w Polsce i byłyby czynnikami negatywnymi dla oceny kredytowej Polski". Z kolei główny analityk agencji ratingowej Fitch na Polskę Federico Barriga-Salazar jest zdania, że opóźnienie w wypłacie środków spójności dla Polski z perspektywy 2021-27 mogłoby osłabić zaufanie inwestorów, a także wpłynąć na walutę, co z kolei mogłoby skutkować wyższą presją inflacyjną.
Spośród trzech największych agencji ratingowych wiarygodność kredytową Polski najwyżej ocenia Moody's - na poziomie "A2". Rating Polski według Fitch i S&P to "A-", jeden poziom niżej niż Moody's. Perspektywy wszystkich ocen są stabilne.
Źródło: tvnwarszawa.pl