30. kolejkę sezonu śledzono z wypiekami na twarzach, bo przed dodatkową rundą i dzieleniem punktów na pół trzeba było rozstrzygnąć parę kwestii. O największą stawkę (pierwsze miejsce i mecz z najgroźniejszym rywalem do tytułu na własnym boisku) grano w Warszawie i Bielsku-Białej, bo Legia broniła u siebie fotela lidera z kroczącą ostatnio od zwycięstwa do zwycięstwa Pogonią, a grający na południu Polski Lech czyhał na jej potknięcie, ale sam najpierw musiał wygrać, żeby strącić mistrzów Polski z najwyższego stopnia - lider miał dwa punkty przewagi nad poznaniakami.
Po myśli Lecha
Scenariusz szybko zaczął układać się po myśli lechitów. Nie minęły trzy minuty, a Legia sensacyjnie przegrywała, bo ukłuł ją ten, który najbardziej skorzystał na przyjściu do Szczecina Czesława Michniewicza, czyli Łukasz Zwoliński, który strzelił piątego gola w czwartym występie od zmiany trenera Portowców.
Mistrz zawodził, nie miał pomysłu, jak przedrzeć się przez szczelnie ustawiony blok obronny gości. Tymczasem na początku drugiej połowy (wszystkie spotkania 30. kolejki rozpoczęto o tej samej godzinie) Lech dopiął swego. Szkolny błąd Roberta Mazana wykorzystał Dariusz Formella, który trafił do siatki Podbeskidzia. W tym momencie Kolejorz był wirtualnym liderem ekstraklasy. Legia odpowiedziała dwie minuty później. W Warszawie wyrównał Guilherme, ale to było za mało, żeby odzyskać prowadzenie w tabeli. Legioniści w tym momencie mieli tyle samo punktów co konkurenci z Wielkopolski, ale Lech ma lepszy bilans bezpośrednich spotkań, dlatego do pełni szczęścia potrzebowali gola na 2:1. I doczekali się w 69. minucie - celnie głową do bramki Pogoni strzelił Igor Lewczuk.
Lech jeszcze podwyższył prowadzenie (Hamalainen), ale poprawy miejsca w tabeli poznaniakom to już nie przyniosło, bo Legia nie dała sobie wyrwać punktów.
Decydująca runda
Po 30 kolejkach punktowy dorobek podzielono na pół, a o mistrzostwie zadecyduje siedem dodatkowych serii spotkań. Teraz nastąpi półtoratygodniowa przerwa, po której zespoły zagrają w swoich grupach - po jednym z każdym z rywali. Ekipy z miejsc 1-4 oraz 9-12 cztery razy wystąpią przed własną publicznością, natomiast zespoły z miejsc 5-8 oraz 13-16 - trzykrotnie.
Taką formę rozgrywek po raz pierwszy zastosowano w poprzednim sezonie.
twis