Kamienica przy ul. Nowogrodzkiej 18 nie podzieliła losu innych, oddawanych dawnym właścicielom, ich spadkobiercom lub właścicielom roszczeń. Samorządowe Kolegium Odwoławcze umorzyło postępowanie, przyznając rację mieszkańcom domu.
Oni sami mają jednak dużo do zarzucenia zarówno władzom Warszawy, jak i biegłym z Kolegium.
- Zatrważający jest brak jakichkolwiek działań ze strony prezydenta Warszawy przez cały okres toczących się postępowań oraz ignorowanie słusznych uwag mieszkańców - mówi Zbigniew Trybocki, członek zarządu wspólnoty z Nowogrodzkiej.
Sprawę tej nieruchomości opisywaliśmy na tvnwarszawa.pl. Jej właścicielem był Feliks Wiślicki, który jeszcze przed wojną wyjechał do Szwajcarii, gdzie zmarł. Stracił nieruchomość wraz z wejściem w życie dekretu Bieruta. Po latach o jej odzyskanie zaczęli walczyć jego krewni. Wtedy też ruszyło postępowanie w warszawskim Samorządowym Kolegium Odwoławczym.
Z dokumentów pozyskanych w Ministerstwie Finansów wynika jednak, że odszkodowanie za kamienicę zostało... wypłacone. Stało się tak na mocy umowy między Polską a Szwajcarią, a otrzymała je żona Feliksa - Sophii - jedyna spadkobierczyni.
Zarzuty mieszkańców
- W sprawach związanych z dekretem Bieruta jedną z podstawowych czynności jest sprawdzenie w Ministerstwie Finansów, czy właścicielowi zostało przyznane odszkodowanie – przekonują mieszkańcy z Nowogrodzkiej. - Nie ma żadnego wpisu, żadnej odpowiedzi, która świadczyłaby, że ktokolwiek przeglądałby tą dokumentację – dodają.
Ktokolwiek oprócz nich samych. Bo to oni znaleźli dokument, który pozwolił zatrzymać zwrot. - Wszystkie działania mające na celu ochronę majątku miasta były czynione jedynie przez właścicieli mieszkań oraz najemców. Ponieśli oni z tego tytułu znaczące koszty związane z opłaceniem usług prawniczych, tłumaczeń dokumentów. Ze swoich prywatnych pieniędzy. Nie mówiąc już o ilości poświęconego czasu spędzonego na pisaniu pism, chodzeniu do archiwów – wylicza Trybocki.
Ze zgromadzonej przez nich korespondencji wynika, że kilkukrotnie wysyłali pisma do prezydenta Warszawy z prośbą o interwencję. - Jakie działania zostały podjęte przez prezydenta w sprawie wyjaśnienia domniemanych roszczeń? – pytają. – Czy w trosce o najemców lokali, zostali oni poinformowani o tym, jakie skutki prawne mogą nastąpić w przypadku stwierdzenia nieważności orzeczenia, na które powołują się osoby reprezentowane przez pełnomocnika?
Remont przed zwrotem
Zwracają też uwagę na kosztowny (ponad 1,6 mln zł) remont, który przeprowadzono w kamienicy. W części sfinansowany przez wspólnoty, w części – z budżetu miasta.
"W interesie urzędu miasta powinno być sprawdzenie wszystkich okoliczności dotyczących zarówno wydatkowania środków pieniężnych dotyczących remontu kamienicy, jak i sprawdzenie zasadności roszczeń osób. Zadziwiające jest również to, iż wystąpienie roszczeniami nastąpiło po zakończeniu remontu kamienicy" – alarmowali w piśmie do Hanny Gronkiewicz-Waltz.
"Ratusz nie jest stroną"
Przez blisko dwa lata walki ratusz ani razu nie odpisał im nawet na pismo, nie mówiąc o udzieleniu jakiejkolwiek pomocy. Dlaczego?
Wiceprezydent Jarosław Jóźwiak rozkłada dziś ręce: - Ratusz nie jest stroną tego postępowania. Toczyło się przed SKO. Miasto nic nie może zrobić.
Ta odpowiedź nie dziwi - dokładnie taką samą postawę ratusz ma, gdy zwracane są kamienice wchodzące w skład miejskiego majątku. Tak stało się też przy okazji Chmielnej 70, gdzie - wszystko na to wskazuje - miasto zignorowało sygnały, że zwrot należy wstrzymać.
Formalnie Jóźwiak ma rację. Zwrot odbywają się w ten sposób, że SKO bada ważność decyzji z lat 50., na mocy których właścicielom odmawiano prawa własności czasowej nieruchomości. - Chętnie byśmy skarżyli tego typu decyzje, natomiast nie możemy. Miasto staje się organem dopiero w momencie, kiedy ta decyzja zostanie unieważniona przez SKO – tłumaczy wiceprezydent. - Gdyby została unieważniona i trafiła do rozpatrzenia do miasta, moglibyśmy zawiesić to postępowanie lub wystąpić do ministra z wnioskiem o indeminizację. Ale ta sprawa w ogóle do nas nie zdążyła trafić – uzupełnia.
SKO: "Sprawa jest skończona"
Samorządowe Kolegium Odwoławcze (które mieszkańcy krytykują równie mocno) sprawę tłumaczy podobnie. - Nigdy nie badamy umów indeminizacyjnych. To jest oczywiste i wynika z orzecznictwa Naczelnego i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Umowy bada dopiero dopiero organ pierwszej instancji, czyli m.st. Warszawa – odbija piłeczkę prezes SKO Tomasz Podlejski.
- Postępowanie polega na tym, że cofamy się do momentu, kiedy decyzja została wydana. To jest nasz punkt wyjścia. Tu ustalamy strony. Reszta jest już problemem miasta – dodaje.
Zdaniem Podlejskiego, sprawa kamienicy przy Nowogrodzkiej jest zamknięta. Troje właścicieli, którzy chcieli ją odzyskać, wycofało wniosek. – Koniec. Tu nic się już nie dzieje – zapewnia.
Dlaczego więc sprawie postanowiło przyjrzeć się CBA? - Z tego co wiem, to kontrola CBA w miejskim biurze nieruchomości ma bardziej kompleksowy charakter. W przypadku Nowogrodzkiej 18 nie ma się czym zajmować. Myślę, że są inne sprawy, które są znacznie bardziej istotne - podsumowuje prezes SKO.
Śledztwo trwa, zarzutów brak
Reprywatyzację przy Nowogrodzkiej bada zarówno CBA jak i Prokuratura Okręgowa. Jak tłumaczy rzecznik tej ostatniej Michał Dziekański, śledztwo wszczęto w sprawie usiłowania popełnienia oszustwa na szkodę miasta. Miały się tego dopuścić osoby roszczące sobie prawo do spadku po przedwojennym właścicielu kamienicy. - Nikomu nie postawiono zarzutów - zastrzega dodaje Dziekański.
CZYTAJ TAKŻE: Hanna Gronkiewicz-Waltz o reprywatyzacji: "Zasypiemy ministerstwo wnioskami"
Prezydent Warszawy o działce na pl. Defilad
Karolina Wiśniewska