Muzea narracyjne, czyli takie, które nie skupiają się na gromadzeniu przedmiotów. Opowiadają historię, działają na emocję, oddziaływają obrazem, dźwiękiem, dotykiem. Tu eksponat nie jest istotą wystawy, a narzędziem do snucia opowieści. To instytucje, które ekspozycją przyciągają turystów, a lokalsom dają preteksty do kolejnych odwiedzin. Magnesów jest wiele: programy edukacyjne, koncerty, spotkania, festiwale, wystawy czasowe.
To wreszcie wizytówki swoich miast. Symbol ich ambicji, sukcesu i nowoczesności. Czy słusznie?
Jak zauważyła prof. Dorota Folga-Januszewska, prezydent Polskiego Komitetu Narodowego ICOM, źródeł muzeów narracyjnych należy szukać… w starożytności. A to, co uchodzi za tradycyjne muzeum wcale nie jest jego pierwotną postacią. - Pojecie muzeum ma 2,5 tysiąca lat, my przyzwyczailiśmy się do tego z XVIII wieku. Początkowo niewiele miało wspólnego ze zbiorami, ale więcej z żywym działaniem w przestrzeni i twórczością, dziś mówimy o tym jako działaniu performatywnym - mówiła prof. Folga-Januszewska.
Technologia to nie wszystko
Ale twórcy budowanego w ogromnym pośpiechu Muzeum Powstania Warszawskiego tak głęboko nie sięgali. Zamiast bibliotecznej kwerendy do antyku wybrali się na realne wycieczki do Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie i Muzeum Terroru w Budapeszcie. Tam szukali inspiracji, ale wiele działań było improwizacją, eksperymentem, operacją prowadzoną na żywym organizmie. - Budowa była trudna, bo budowaliśmy po omacku. Nie mieliśmy wzorców i doświadczenia – przyznał Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Intuicyjne działania zespołu kilkorga muzealników (formalnie nawet nimi nie byli, ale to określenie na dobre do nich przylgnęło) przyniosło jednak nadspodziewanie udane rezultaty. Ołdakowski przypomniał kilka kontekstów, które przyczyniły się do sukcesu. Po pierwsze międzynarodowy.
- II wojna światowa to najintensywniejszy doświadczenie historyczne w naszej części świata. Nasi sąsiedzi używali II wojny światowej do legitymizowania swoich działań politycznych. Planowane w Niemczech Centrum Przeciwko Wypędzeniom czy polityka Władimira Putina sprawiły, że uświadomiliśmy sobie, że my, Polacy potrzebujemy własnej eksplikacji, bo nigdy nasza historia nie jest będzie opowiedziana tak, jak byśmy chcieli – mówił dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Zbiegło się to z rewolucję technologiczną – umasowieniem komputerów i intensywnym rozwojem internetu. – Pojawia się wymóg używania nowoczesnych technologii. Stają się one częścią wystawy narracyjnej, budują kontekst, w którym pokazywany jest eksponat. Eksponaty są zawsze w centrum, one legitymizują muzealny przekaz na równie z relacjami świadków opowiadanych wydarzeń – przekonywał Jan Ołdakowski.
Wielokrotnie ta multimedialna oprawa dla lubiących uproszczenia mediów stawała się ostatecznym argumentem na nowoczesność muzeum. Ale to zachłyśnięcie nowymi technologiami wyczerpało się szybko jak bateria w pierwszej generacji iphone’a. Dziś dotykowy ekran z wgraną aplikacją nie robi na nikim wrażenia, bo każdy ma go w kieszeni. Ścieżka multimedialna okazała się krótka i skończyła się ścianą. Wygrał ten, kto pozostawił na niej eksponat. Ołdakowski dowodził, że dobrze rozumiana nowoczesność to przede wszystkim stosunek do odbiorców, tworzących tzw. kręgi lojalności.
- Najważniejsi dla muzeum narracyjnego są ci, którzy chcą, żeby ono powstało, to pierwsi i najwierniejsi odbiorcy. Bardzo ważni są też uczestnicy lub świadkowie wydarzeń, to ma być ich miejsce. Kolejny krąg to ich rodziny, drugie i trzecie pokolenie. Istotni są też wolontariusze – wyliczał dyrektor MPW. Ważna w tej perspektywie jest także lokalna społeczność, w tym wypadku warszawiacy. - Aktywizowanie społeczności lokalnej poprzez budowanie dumy, to jedno z zadań muzeum historycznego, wyrobienie w ludziach emocjonalnego stosunku do przeszłości, spowodowanie, aby emocje i wiedza szły w parze – opowiadał i podkreślał, że kluczowy we wszystkich działaniach musi być autentyzm.
Zaczyna się od kontrowersji
Okazało się, że kontekst międzynarodowy miał znaczenie także przy powołaniu Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Jak mówił jego szef, instytucja wyrosła z przekonania, że brak wspólnej narracji na temat Solidarności osłabi naszą pozycję międzynarodową. Początki też były trudne.
- Podjęto kontrowersyjną decyzję ulokowania muzeum na terenie dawnej stoczni: między Pomnikiem Poległych Stoczniowców a salą BHP. Zespół stanął przede wyzwaniem jak się odnieść do otoczenia. Weszliśmy na niebezpieczny teren stoczniowy, teren został sprzedany 15 lat temu – mówił Basil Kerski. Konotacje historyczne nakładały się na problemy przemysłu stoczniowego, który transformację ustrojową ledwo przeżył. Pojawiły się także kontrowersje estetyczne. – To był eksperyment architektoniczny, postawiono na awangardową architekturę, która kompletnie nie podobała się świadkom, nie kojarzyła ze świątynią Solidarności – przyznał.
W Gdańsku dobiega końca budowa innej ważnej placówki – Muzeum II Wojny Światowej (powołanej do życia w 2007 roku). Ostatnio głośno o nim głównie z uwagi na wojnę ministra kultury Piotr Glińskiego z dyrektorem Pawłem Machcewiczem, ale – jak przypomniał wicedyrektor prof. Piotr M. Majewski – przedmiotem kontrowersji była także lokalizacja. Wielu twierdziło, że właściwym miejscem dla tego muzeum byłaby Warszawa.
- To była trafna decyzja, bo uniknęliśmy konkurencji z MPW. Gdańsk budzi też oczywiste konotacje z początkiem wojny, przypomina, że zaczęła się od ataku Niemiec na Polskę 1 września, a nie np. od Pearl Harbor. Natomiast zlokalizowanie go poza Westerplatte sprawia, że możemy opowiedzieć szerszą historię, wyjść poza kontekst lokalny i pokazać także kwestię wysiedleń czy emigracji, pokazać pełniej – dowodził prof. Majewski. Z dyrektorem Ołdakowski polemizował co do roli muzeum we współczesnym świecie. - Powinno być agorą, forum dyskusji. Jego rolą jest zachęcanie do refleksji, nie budowę dumy – podsumował.
Nie budować za szybko
Perypetie z lokalizacją to także doświadczenie Muzeum Historii Polski, również powołanego dekadę temu. Była mowa o odbudowanym Pałacu Saskim, potem wybrano efektowny projekt budynku nad Trasą Łazienkowską obok CSW, wreszcie decyzja o umieszczeniu w budynkach Cytadeli Warszawskiej. Skomplikowany start MHP dyrektorowi Robertowi Kostro pozwolił na stworzenie ciekawej definicji. - Polskie muzeum narracyjne, to takie, którego dyrektor chodzi i opowiada jakie ono będzie – mówił żartem. A potem już poważnie: - Muzeum Powstania Warszawskiego to dla polskiego muzealnictwa doświadczenie przełomowe, udoskonalenie formuły muzeum narracyjnego, wyjście poza formułę czysto muzealną, stworzenie ośrodka oddziaływania.
Zwrócił uwagę, że było także częścią zmiany społecznej i politycznej, która nastąpiła w Polsce i pozwoliła powoływać nowe muzea. – Poprzednie powstawały w latach 30. – zauważył.
Oczywiście doświadczenia jednej placówki nie można przenieść na druga 1:1, szczególnie jeśli ta druga ma opisać tysiąc lat historii państwa, a nie jeden jej epizod. – Tutaj akcja jest zwarta, dynamiczna i jednowątkowa, a u nas będzie to powieść szkatułkowa, nie sensacyjna. Pod hasłem historia Polski musimy upakować kilkadziesiąt opowieści, a tak naprawdę 18, które uznaliśmy za najciekawsze, i wokół nich zbudować narracje – zapowiedział. Znalazł przy tym cechę wspólną dla dobrych muzeów narracyjnych. - Wystawa ma być fascynująca – skonstatował.
Prof. Dariusz Stola, dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN dyplomatycznie stwierdził, że licytację na to, która placówka była dłużej w budowie wygrałby z łatwością, dlatego nie bierze w niej udziału. Dostrzegł wręcz pewne zalety rozciągnięcia tego procesu w czasie (w przypadku POLIN na ponad dwie dekady). – Nie było pieniędzy na budowę, ale były mniejsze na badania i refleksje. Przez wiele lat o nim intensywnie myślano i dyskutowano – tłumaczył. W procesie tworzenia muzeów za najważniejsze uznał sztukę łączenie różnych dążeń i perspektyw. - Negocjowanie różnych punktów widzenia przy wspólnym stole, żeby nic nie stracić z prawdomówności i wiarygodności, a jednocześnie, żeby ta opowieść była zrozumiała. Opowieść jest najważniejszą narracją i eksponatem – precyzował.
Słuszność tej drogi zdają się potwierdzać sukces frekwencyjny i najważniejsze światowe nagrody muzealnicze, które zgarnęła kierowana przez prof. Stolę instytucja.
O roli dialogu w wymyślaniu muzeum i dochodzeniu do jego koncepcji mówił też Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni. – Idea naszego Muzeum Emigracji zrodziła się w dyskusji samorządowej o tożsamości miasta. Cieszę się, że projekt nie powstał za szybko – dowodził Szczurek. Jak tłumaczył, emigracja w Gdyni miała wymiar emocjonalnej pamięci, ale także bardziej namacalny, jak budynek dworca morskiego, który to stał się ostatecznie siedzibą muzeum. Ważne dla tożsamości miasta historie czekały na właściwą ekspozycję, na atrakcyjne opowiedzenie. Namawiał też do spojrzenia na muzea w szerszym kontekście tkanki miejskiej.
- Polacy poszukują przestrzeni spotkania, niekonieczni w centrach handlowych i kawiarniach, chcemy nowoczesnej i ciekawej przestrzeni, w której dzieją się fajne rzeczy. Muzeum jako przestrzeń spotkania staje się cenną wartością, kreujemy pozytywny snobizm bywania w tej przestrzeni – opowiadał. – Muzea stają się elementem budowania marki miasta, jakość kultury wpływa na jego postrzeganie – dodał.
Niepowtarzalny efekt Bilbao
Eksperci z PricewaterhouseCoopers dostrzegli w tym wręcz efekt kuli śniegowej: jest dobre muzeum – pojawiają się turyści, pojawiają się turyści – trzeba poprawić bezpieczeństwo, większe bezpieczeństwo to większe zainteresowanie mieszkaniami, więcej mieszkańców to nowe sklepy i usługi itd. W tym kontekście musiał się pojawić temat Muzeum Guggenheima w Bilbao (ze słynną dekonstruktywistyczną siedzibą zaprojektowana przez Franka Gehry’ego). To przykład tyleż oczywisty, co chybiony. Z kilkoma mitami na jego temat skutecznie rozprawił się Piotr Kosiewski z Fundacji im. Stefana Batorego.
- Po pierwsze to nie jest muzeum narracyjne, tylko muzeum sztuki współczesnej XIX i XX wieku. Po drugie było elementem wielkiego przekształcania charakteru miasta postindustrialnego. Po trzecie to wyjątek potwierdzający regułę. Efektu Bilbao nie udało się nigdzie powtórzyć, nawet Hiszpanom, którzy próbowali w kilku innych miastach – bez skutku – punktował Kosiewski. W skali polskiej za równie unikalny przypadek uznał Muzeum Powstania Warszawskiego, co jest dobrą przestrogą dla władz lokalnych, które "uważają, że coś się zbuduje i będzie sukces".
Przekonywał, że nie każde muzeum może i powinno być narracyjne, bo taka forma związana jest z zawężeniem tematyki. Odpowiadając na pytanie organizatorów konferencji "Dlaczego Polacy poszli do muzeów?" zauważył, że boom muzealny nie jest polską specyfiką, a trendem ogólnoświatowym. – To zasługa skierowania muzeów w stronę eventowości. Najpopularniejsze wystawy czasowe generują ogromną publiczność – wyjaśniał.
Jak centrum handlowe czy kościół?
Przedmiotem rozważań gości dwudniowej konferencji były także charakter, rola i funkcja muzeów w przyszłości. Architekt Michał Borowski snuł wizję łączenia muzeów i centrów handlowych. Dyrektorce Muzeum Sztuki Nowoczesnej Joannie Mytkowskiej bliższa była idea świątyni sztuki. Kuratorka Hanna Radziejowska mówiła o "niereligijnym miejscu tworzącym wspólnotę, gdzie przekazywane są rzeczy ważne".
Najważniejsza jest treść, ale nie bez znaczenia jest także forma – w tym wypadku budynek. Jaki powinien być?
- Ważna jest wyjątkowość, fotogeniczność, ludzie chodzą i na to patrzą – mówił o najlepszych realizacjach Borowski.
- To będzie musiała być przestrzeń innowacyjna, dostosowana do miasta i do momentu społecznego. Dobrze jeśli będzie kojarzyć się ze swobodą. W nowym budynku Tate Modern na ekspozycję sztuki przeznaczono tylko 1/5 przestrzeni, jest dużo pustego miejsca – zauważyła Mytkowska.
- Przestrzeń muzeum to więcej niż budynek. To opowieść, którą muzeum niesie w Polskę. Przestrzenią muzeum nie jest tylko muzeum, a wszystkie wydarzenia, które mu towarzyszą – podsumowała Radziejowska.
Konferencję "Muzeum i zmiana. Czasy muzeów narracyjnych" zorganizowało Muzeum Powstania Warszawskiego przy wsparciu Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, pod patronatem Polskiego Komitetu Narodowego Międzynarodowej Rady Muzeów ICOM.
Piotr Bakalarski
Źródło zdjęcia głównego: Maksym Rudnik, MPW