"Ludność napływowa nie asymiluje się z Pragą"

"Praga to dzielnica artystów" ten mit jeszcze kilka lat temu powtarzało wielu. - Miało być fajnie - wspomina rzemieślnik Andrzej Kordziński i przekonuje, że rewitalizacja kilku budynków na Pradze to za mało. - Ludzie odgrodzili się od swojej dzielnicy i rozbijają praską enklawę - przedstawia czarną wizję prawobrzeżnej Warszawy. Sam jednak całe życie nie zgadzał się z rzeczywistością, właśnie dlatego naprawę świata zaczął od swojego własnego podwórka.

- Na Pradze nie ma łobuzów. Jeżeli są draki i awantury to tylko z ludności napływowej – przekonuje Andrzej Kordziński, który w pracowni plastycznej przy Ząbkowskiej 3 zajmuje się renowacją mebli. Jak sam zapewnia: "Naprawiam wszystko to, czego już nie da się naprawić".

Taka właśnie była też kapliczka w bramie obok jego pracowni.

Kloaka do deburdelizacji

- Był tylko cokolik i dziura w ziemi. Jak tu przyszedłem był brud i smród. Leżała kupa gnoju – ze wstrętem wspomina Kordziński, który postanowił to zmienić. Skrzyknął sąsiadów, zrobili zrzutkę na materiały i rozpoczęli budowę, którą dziś nazywają "deburdelizacją".

- Własnym sumptem postawiliśmy płotek, posadziliśmy trawkę. A sama figurka Matki Boskiej znaleziona przeze mnie na strychu, była rozbita na kawałeczki, poskeljałem ją – opowiada pan Andrzej.

fot. Dawid Krysztofiński/ Tvnwarszawa.pl

"Tu nie ma łobuzów" - fot. Dawid Krysztofiński/Tvnwarszawa.pl

Praca jednak częściowo poszła na marne. Dwa lata później w podwórku pojawili się wandale i zaczęli ćwiczyć rzuty butelkami do celu. Odnowiona kapliczka znów została rozbita. Ma ona jednak najwyraźniej dar ciągłego odradzania, bo kolejny raz ją posklejano.

- Musieliśmy znów ją postawić. Ciekawostką jest, że główka jest z rozbitej innej figurki, która była przy Wileńskiej 5 w podwórku. Mój znajomy ją znalazł – mówi Andrzej Kordziński.

"Ludność napływowa się nie asymiluje"

Tym sposobem, figurka Matki Boskiej, która stanęła w podwórku przy Ząbkowskiej 3 tuż po wojnie, znów wróciła na swoje miejsce. Jak długo przetrwa? Tego nie wie nikt, ponieważ wg pana Andrzeja honor szemranej Pragi pomału zanika. Dlaczego?

- Ludność napływowa się nie asymiluje z Pragą. Przez to subkultura Pragi jest rozbita. Ona kiedyś polegała na więzi i przywiązaniu do miejsca. To była ostatnia enklawa ludności miejscowej w Warszawie. Dziś ludzie, którzy odgradzają swoje osiedla, mają kamery, czegoś się boją – mówi pan Andrzej, który mimo złych doświadczeń wciąż jak mantrę powtarza jedno.

fot. Dawid Krysztofiński/ Tvnwarszawa.pl

"Szemrana Praga ma swój honor" fot. Dawid Krysztofiński/Tvnwarszawa.pl

"Ja, ostatni Mohikanin"

- Tu nie ma łobuzów. Jeżeli są draki i awantury to tylko z ludności napływowej. Przyjeżdżają tu pokrzyczeć bandą spod Warszawy i piorą ludzi. Miejscowi nikogo nie biją. Jeżeli już to tylko kolega kolegę, i ten wie za co. Bez żadnego powodu tu nikt w twarz nie dostanie. Miejscowi to są porządni ludzie, którzy chcą porządnie żyć. Niestety Praga została zostawiona sama sobie – przekonuje Kordziński urodzony w Warszawie w 1943 roku i twierdzi, że nie tylko to zmienia się na gorsze.

- Dziś jest coraz mniej warsztatów, a miało być fajnie. Rewitalizacja skończyła się około 2008 roku. Kiedyś do rzemieślników jeździło się na Pragę. Dziś jestem tu jak ten ostatni Mohikanin, który siedzi sobie i coś dłubie – mówi Kordziński.

fot. Dawid Krysztofiński /Tvnwarszawa.pl

"Miało być fajnie" fot. Dawid Krysztofiński/Tvnwarszawa.pl

Bartosz Andrejuk - b.andrejuk@tvn.pl

Czytaj także: