Joanna Serwatko jest internistką. W weekendy pracuje jako wolontariusz w Ośrodku Hospicjum Domowe. – W sobotę około godziny 12 zostałam wezwana do jednego z umierających pacjentów – relacjonuje lekarka
Samochód zaparkowała przy ulicy Nasielskiej. Jak mówi, za szybą zostawiła kartkę "Lekarz. Nagłe wezwanie". Wizyta trwała ok. 30-40 minut. Gdy Serwatko wróciła, samochodu już nie było. Został odholowany.
"To skandal"
- Ta pani jest w myśl obowiązujących przepisów sprawcą wykroczenia – wyjaśnia Monika Niżniak, rzeczniczka warszawskiej straży miejskiej. - Są określone przepisy prawa. Proszę nie szukać winnych w straży miejskiej – przekonywała dziennikarza TTV.
Samochód nie został zaparkowany zgodnie z przepisami. Jednak lekarka podkreśla, że działała w imię wyższej konieczności. Samochód miał nie tamować ruchu, nie zastawiać innych aut i nie stwarzać niebezpieczeństwa. - To skandal. Nie mogłam kontynuować dyżuru. Miałam pilną wizytę w Wawrze i wezwanie do stwierdzenia zgonu. Nie udało się dojechać do tych osób – denerwuje się lekarka.
Za odholowanie samochodu Serwatko musiała zapłacić 515 złotych. Kolejne 150 pochłonął mandat. Dostała też 2 punkty karne.
"To nie pojazd uprzywilejowany"
Zdaniem straży miejskiej za szybą żadnej kartki z informacją nie było. - Przypominam, że nawet gdyby za szybą była informacja, że samochód należy do lekarza, to pojazd taki nie jest uprzywilejowany – mówi Niżniak. Zdjęcia, zrobionego przez strażników, które rozstrzygnęłoby wątpliwości, rzeczniczka jednak pokazać nie chciała. - Pani przyjęła mandat karny i nie wyjaśniła, że to był nagły wyjazd do pacjenta – dodała Niżniak.
Inny przebieg rozmowy przedstawia Serwatko. - Wytłumaczyłam jaka jest sytuacja, że jestem lekarzem na dyżurze, że mam następne wyjazdy. Usłyszałem tylko, że nic to ich nie obchodzi – żali się lekarka.
Nie było wykroczenia?
- W takiej sytuacji kodeks wykroczeń jasno przewiduje, że taka osoba wykroczenia nie popełnia – ocenia dr Łukasz Chojniak, prawnik. – Jeżeli okoliczności zostaną potwierdzone i pani złoży zeznania w straży miejskiej, to sprawa ta nie powinna mieć ciągu dalszego, bo nie ma mowy o wykroczeniu – dodaje.
Całe zdarzenie ironicznie posumował ksiądz Andrzej Dziedziul, dyrektor Ośrodka Hospicjum Domowe.
Skoro było to ogromne przestępstwo, to dziękujemy pełnej poświęcenia straży miejskiej, że w obliczu wyjątkowej szkodliwości czynu naszej lekarki uniemożliwiła tak niegodziwej osobie dalsze wyjazdy do następnych czekających na nią chorych pacjentów naszego hospicjum – napisał.
wp/ran