Dla wicemistrzów Polski absolutnym priorytetem jest obecnie z Rangers FC w finałowej rundzie eliminacji Ligi Europy. W stolicy w czwartek padł bezbramkowy remis.
To, jak ważne jest rewanżowe starcie w Glasgow za kilka dni udowodnił skład, który trener Aleksander Vuković delegował na boisko. W porównaniu z meczem ze szkocką ekipą Serb wymienił aż dziewięciu piłkarzy.
Ciekawostką była obecność na lewej obronie prawonożnego środkowego pomocnika, ledwie 18-letniego Michała Karbownika i brak choćby na ławce rezerwowych najlepszego strzelca poprzedniego sezonu Carlitosa.
ŁKS miał natomiast nadzieje na przełamanie serii trzech kolejnych porażek, a ogromne chęci przełożyły się na bardzo odważną grę od pierwszego gwizdka sędziego Jarosława Przybyła.
CZYTAJ WIĘCEJ O SPORCIE NA EUROSPORT.PL
Wymarzony początek ŁKS
Pierwsza połowa obfitowała w emocje. Obie ekipy postawiły na otwartą grę i już w 5. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Patryk Bryła dośrodkował w pole karne Legii, a tam Paweł Stolarski i Inaki Astiz nie zdołali powstrzymać Łukasza Sekulskiego, który z bliska strzałem głową nie dał szans Radosławowi Majeckiemu. To nie był koniec. Gdyby trzy minuty później Kamil Juraszek przymierzył lepiej głową, goście znaleźliby się w niezwykle trudnym położeniu.
Legia obudziła się z letargu dopiero w 11. minucie, ale do przerwy zdołała stworzyć kilka groźnych sytuacji. Sygnał do ataku dał Dominik Nagy, który jednak nie potrafił oddać z bliska celnego strzału. W 17. minucie w doskonałej sytuacji po dośrodkowaniu Domagoja Antolicia znalazł się Mateusz Wieteska, jednak z zaledwie pięciu metrów trafił główką w Michała Kołbę.
Bramkarz ŁKS był bardzo mocnym punktem gospodarzy w tej części meczu, ale w 38. minucie mógł tylko odprowadzić wzrokiem piłkę po strzale Salvadora Agry. Na jego szczęście ta wylądowała na słupku.
W miarę upływu czasu Legia naciskała coraz mocniej, ale łodzianie nie pozostawali dłużni. Majeckiego pokonać próbowali Artur Bogusz, Guima i ponownie Sekulski.
Aktywny Nagy
Drugą połowę lepiej rozpoczęli goście, a coraz jaśniej błyszczał na boisku Nagy. W 51. minucie Węgier popisał się znakomitym zwodem przed polem karnym rywali, by następnie oddać celny strzał. Piłka odbiła się od nogi jednego z graczy ŁKS i wpadła do siatki obok bezradnego Kołby.
Bramka uskrzydliła Legię, której akcje były coraz efektowniejsze. Gdy goście uzyskali wyraźną przewagę, w 60. minucie bezsensownie we własnym polu karnym Agra sfaulował wślizgiem Daniego Ramireza. Rzut karny na gola zamienił Sekulski i ŁKS ponownie objął prowadzenie.
Trener Vuković zareagował natychmiast. W miejsce przeciętnie grającego Mateusz Praszelika i Pawła Stolarskiego na boisku pojawili się Walerian Gwilia oraz Luis Rocha.
Przełamanie Niezgody
Efekty pojawiły się szybko. W 72. minucie znów świetnym zagraniem popisał się Nagy, który mimo obecności Kołby zdołał dośrodkować, a tam głowę do piłki przystawił Jarosław Niezgoda i zrobiło się 2:2. Dla 24-letniego napastnika było to pierwsze trafienie w ekstraklasie od kwietnia 2018 roku.
Goście wyczuli swoją szansę i natarli z jeszcze większym animuszem. Agrę zmienił Luquinhas, a piłkarze ze stolicy potrafili wykorzystać coraz więcej miejsca na boisku. Motorem napędowym ofensywnych akcji był wysoko ustawiony Gwilia.
To właśnie Gruzin efektownie wymienił piłkę z Niezgodą w 81. minucie, po czym oddał strzał z dziesięciu metrów. Z nim poradził sobie Kołba, ale wobec dobitki Niezgody był już bezradny. Legia po raz pierwszy objęła prowadzenie.
Gospodarze nie mieli wyjścia, musieli ruszyć do ataku. Jedyną naprawdę dobrą okazję stworzyli w piątej minucie doliczonego czasy gry, jednak nie potrafili oddać z bliska celnego strzału.
Dzięki wygranej Legia awansowała na siódme miejsce, z dorobkiem 10 punktów w pięciu meczach. Na szczególne wyróżnienie za mecz w Łodzi zasługują Nagy, Niezgoda i ambitnie grający Karbownik.
Z kolei ŁKS po czwartej kolejnej porażce znalazł się w strefie spadkowej, na 14. pozycji z czterema punktami na koncie.
ŁKS Łódź - Legia Warszawa 2:3 (1:0)
eurosport.pl/br