Mistrzowie Polski są jedyną z osiemdziesięciu drużyn w europejskich pucharach, która albo nie strzeliła ani jednego gola, albo nie ma na koncie punktu. Tak słaba postawa to ciąg dalszy fatalnej passy polskich klubów w tym sezonie. Kibice liczyli, że po szybkim odpadnięciu Piasta Gliwice, a później Lecha Poznań i Śląska Wrocław, honor Ekstraklasy obroni aktualny mistrz. Tymczasem podopieczni Jana Urbana jeszcze pogłębili marazm, w jakim znalazła się nasza piłka.
Gdzie jest dno?
Przełom ma nastąpić w czwartek na Pepsi Arenie. Ale ile razy słyszeliśmy takie zapewnienia? Legia obecnie znaczy mniej piłkarsko niż mołdawski Szeryf Tiraspol czy rumuński Pandurii Targu Jiu, o których przeciętny kibic wie mniej więcej tyle, co o szumnie zapowiadanych przez prezesa Leśnodorskiego wielkich transferach. Z ambitnych planów i marzeń o podbiciu Europy pozostał czwartkowy mecz o wszystko. Z zajmującym piąte miejsce w tureckiej lidze Trabzonsporem.
Warszawianie celują w zwycięstwo. Jak zwykle zresztą. Jednak wyjątkowo Urban nie będzie mógł skorzystać z połowy piłkarzy, których zwyczajowo ustawiłby w pierwszej jedenastce. Zabraknie Kuciaka, Radovicia, Saganowskiego, Brozia i Żyry. Wątpliwy jest występ Vrdoljaka. Czy z pozostałego materiału można wykrzesać energię wystarczającą do pokonania klubu, który wystawi Maloudę, Zokorę, Bosingwę? W Turcji skończyło się na 0:2.
Wracają kibice
Początek spotkania na Łazienkowskiej o godz. 21.05. Legioniści, w przeciwieństwie do spotkania w Warszawie z Apollonem, tym razem będą mogli liczyć na doping kibiców. Wtedy trybuny były puste, ponieważ UEFA ukarała stołeczny klub za niewłaściwe zachowanie jego sympatyków w meczach eliminacji Ligi Mistrzów.
Transmisję wideo na żywo będzie można obejrzeć na sport.tvn24.pl.
tb/roody
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Kostrzewa /legia.com