Dziennikarz Piotr Najsztub, który w czwartek pod Warszawą potrącił kobietę, miał odebrane prawo jazdy. Mógł jednak kierować samochodem, bo wniosek o cofnięcie uprawnień złożony w 2010 roku... wciąż nie został rozpatrzony.
- Stołeczni policjanci zabrali mu prawo jazdy w 2010 roku, za przekroczenie punktów karnych. Informację przekazano do wydziału komunikacji. Sprawa jednak utknęła i do tej pory nie wydano postanowienia o odebraniu uprawnień. W systemie ten kierowca widnieje tak, jakby posiadał uprawnienia do kierowania samochodem - powiedział Jarosław Sawicki, rzecznik policji z Piaseczna.
I dodał, że kierowcy za jazdę bez prawa jazdy grozi mandat w wysokości 500 złotych. Natomiast brak decyzji o odebraniu uprawnień nie będzie znaczący podczas śledztwa w sprawie wypadku, ponieważ w dniu zderzenia dziennikarz widniał w systemie jako pełnoprawny kierowca.
"Było ślisko, padał deszcz"
Potrąceniem zajęła się tymczasem prokuratura. Przesłuchano świadków, w tym ranną kobietę. Śledczy wstępnie ustalili, że prędkość samochodu w momencie wypadku nie była duża.
- Padał deszcz, był zmierzch. Kierowca po potrąceniu próbował rozmawiać z kobietą, zasłaniał ją przed deszczem, czekał na przyjazd pogotowia - mówił Sawicki.
Potrącił kobietę
Przypomnijmy, że do wypadku doszło w czwartek około godziny 19 w Konstancinie-Jeziornie, przy skrzyżowaniu Piłsudskiego z Piasta. Kierujący chevroletem Piotr Najsztub nie miał ważnych badań technicznych pojazdu, a także nie okazał funkcjonariuszom polisy OC.
Ponownie próbowaliśmy poprosić go komentarz do tej sprawy i zapytać, dlaczego jeździł bez prawa jazdy. - Nie będę komentował - stwierdził w rozmowie telefonicznej z tvnwarszawa.pl Najsztub.
md/r
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum tvnwarszawa