Są zarzuty dla ojca, którego syn spacerował po parapecie na siódmym piętrze. Mężczyzna w tym czasie był pijany.
- Mężczyzna usłyszał zarzut narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu swojego dziecka - poinformował Robert Koniuszy rzecznik mokotowskiej policji.
Jak dodał, podejrzany przyznał się do winy. Grozi mu pięć lat więzienia.
Dziecko zauważyła pasażerka autobusu
Do niebezpiecznej sytuacji doszło we wtorek po południu w bloku przy ulicy Czerniakowskiej.
Spacerującego po parapecie trzylatka zauważyła między innymi pasażerka autobusu - autorka nagrania z Kontaktu 24. - Jechałam autobusem linii 167 w kierunku metra Pole Mokotowskie. Rozglądałam się dookoła, było spokojnie. W pewnym momencie spojrzałam w górę przez szybę, a tam wysoko, na parapecie, stał mały chłopiec. W pierwszej chwili myślałam, że mi się wydaje. Zaczęłam panikować i wołać do innych pasażerów: "zobaczcie, tam jest dziecko" - relacjonowała autorka nagrania.
Kobieta wezwała służby, które na miejscu były już po kilku minutach. Wtedy chłopiec wystraszył się i wrócił do domu.
Ojciec spał, drzwi otworzyły dzieci
Policjanci ustalili, że trzyletni chłopiec oraz jego pięcioletni brat byli pod opieką ojca. Kiedy funkcjonariusze zapukali do mieszkania, mężczyzna spał.
- Obudzili go policjanci, drzwi otworzyły dzieci. Ojciec nie wiedział, co się dzieje, był poruszony. Funkcjonariusze, którzy byli na miejscu, stwierdzili, że mężczyzna był pod wpływem alkoholu. Badanie alkomatem wykazało ponad dwa promile - mówi Robert Koniuszy z mokotowskiej policji.
Dzieci trafiły pod opiekę matki. - Żona mężczyzny twierdzi, że nigdy nie było takiej sytuacji - opisuje Koniuszy.
kz/pm