- Każde tego typu wydarzenie ma swoją specyfikę. Dwa plus dwa nie zawsze równa się cztery. To jest mnóstwo zmiennych. To jest jedna wielka układanka, w której każdy klocek odgrywa pewną rolę – mówi inspektor Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji, który przyglądał się pracy policji w Bostonie. - Natomiast pewne zachowania można ująć w procedury, które u nas również obowiązują – dodaje.
Pod dowództwem policji
Gdyby bomby wybuchły w Warszawie, do akcji wkroczyłyby służby wojewody mazowieckiego, które zbierają najważniejsze informacje. Pod jego auspicjami zostałby powołany sztab kryzysowy.
- Mamy na przykład siatkę bezpieczeństwa, w której określona jest każda możliwa sytuacja kryzysowa. Przy terroryzmie widzimy, że służbą wiodącą jest policja. Oznacza to, że policjanci w sztabie kryzysowym będą jego szefami. Będą decydować, jakie działania będą potrzebne – zapewnia Ivetta Biały, rzeczniczka wojewody mazowieckiego.
"Szczególna sytuacja"
Jak wyglądałoby to w praktyce? - Bbędziemy rekomendować, by w określone miejsce wysłać straż pożarną, czy też służby pogotowia gazowniczego, energetycznego. To są podmioty niepodlegające policji, ale muszą w takim momencie bardzo sprawnie działać – wyjaśnia Mariusz Sokołowski.
Urzędnicy nie wykluczają, że w razie zagrożenia terrorystycznego spora część miasta może być wyłączona z komunikacji. - Sytuacja dotycząca terroryzmu jest szczególna. Sztab może podjąć praktycznie każdą decyzję – zastrzega rzeczniczka.ran/b