Na inaugurację Ligi Mistrzów Legia Besnika Hasiego poległa u siebie z Borussią 0:6. To był pogrom, który piłkarze ze stolicy zapamiętali na długo. Przyjeżdżając na Signal Iduna Park mistrzowie Polski liczyli, że zrewanżują się niemieckiej drużynie. Humory im dopisywały, w końcu w poprzedniej kolejce Champions League zremisowali na Łazienkowskiej z wielkim Realem Madryt 3:3. Po tamtym meczu osiągnięcie dobrego wyniku w Dortmundzie już nie wydawało się niemożliwe. Rzeczywistość okazała się jednak bolesna.
Zmiany w składach
We wtorek trener Jacek Magiera nieco zmienił pierwszą jedenastkę. W bramce zobaczyliśmy rezerwowego dotąd Radosława Cierzniaka. Parę środkowych obrońców mieli stworzyć Michał Pazdan z Jakubem Czerwińskim, a Jakub Rzeźniczak został przesunięty na lewą flankę. W pomocy od pierwszej minuty zagrał Michał Kucharczyk.
Znacznie bardziej przemeblowana była drużyna gospodarzy, który w ostatniej kolejce Bundesligi wygrała z Bayernem Monachium 1:0. W składzie nie zobaczyliśmy m.in. Łukasza Piszczka, po raz pierwszy po kontuzji pojawił się z kolei reprezentant Niemiec Marco Reus.
Wymiana ciosów
Obrona Borussii wyglądała na jeden wielki eksperyment. I Legia bardzo szybko obnażyła brak zgrania rywali. Już w 10. minucie ładnego gola strzelił Aleksandar Prijović, który wykorzystał podanie od Vadisa Odjidji-Ofoe. Zapachniało sensacją.
Kibice Legii krótko cieszyli się z prowadzenia. Po siedmiu minutach odpowiedział celnym strzałem Shinji Kagawa. Doskonale podawał mu Ousmane Dembele. Ten sam duet zaledwie 75 sekund później dał gospodarzom prowadzenie. To nie był koniec nieszczęść Legii. W kolejnej akcji fatalnie interweniował Cierzniak, który piąstkował piłkę w nadbiegającego Sahina, a ta odbiła się prosto do siatki.
Nadzieja trwała krótko
Piłkarze Legii nie załamali się po tych błyskawicznych ciosach i wkrótce zdołali strzelić gola kontaktowego. Ponownie skutecznym uderzeniem przy słupku popisał się Prijović. W kolejnej akcji Szwajcar znowu miał świetną okazję, ale tym razem trafił w poprzeczkę.
Nadzieje warszawian znowu odżyły. Niestety na krótko, bo składne akcje Borussii zaowocowały trafieniami Dembele i Reusa. Przy obu golach obrona Legii została rozpracowana w dziecinny sposób. 5:2 w zaledwie 32 minuty - to było szaleństwo. Po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów w pierwszej połowie spotkania padło aż siedem bramek.
Postrzelajmy jeszcze trochę
Po zmianie stron gospodarze nie zamierzali osiąść na laurach. Mimo że mieli już pewne zwycięstwo, nadal atakowali. W efekcie szóstą bramkę dla swojej ekipy zdobył Reus, po precyzyjnym podaniu od Dembele.
To nie był koniec emocji. W 57. minucie Legia przeprowadziła błyskawiczną kontrę. Miroslav Radović idealnie podał do wychodzącego na pozycję sam na sam z bramkarzem Kucharczyka, a ten z zimną krwią wykorzystał sytuację. Do końca meczu obie drużyny grały otwartą piłkę. Blisko zdobycia gola był Pierre-Emerick Aubameyang, ale trafił w słupek. Co się odwlecze to nie uciecze. Siódmego gola dla Borussii strzelił Felix Passlack. O dziwo Legia jeszcze odpowiedziała. W 83. minucie na listę strzelców wpisał się Nemanja Nikolics. Wynik ustalił, kompletując hat-tricka Reus. 8:4 - takie mecze nie zdarzają się codziennie.
CZYTAJ TAKŻE NA SPORT.TVN24.PL
dasz