Wybite zęby, przesunięta żuchwa, złamane przedramię i strzaskany łokieć - takie obrażenia odnieśli 61-letnia pani Maria i jej mąż Ryszard, zaatakowani przez pijanych młodych ludzi w Warszawie. Padli ofiarą ataku, bo próbowali powstrzymać wandali przed niszczeniem klatki w bloku. Po miesiącach śledztwa prokurator umorzył sprawę wobec jednego ze sprawców. Pobite małżeństwo twierdzi, że to absurdalna decyzja.
– To nie tak, że oni szukali z nami zwady, czy chcieli się zabawić. To był obłęd! Młodzi chłopcy rzucili się na dwóch starych dziadów, którzy wyszli bronić naszej wspólnej własności – mówiła nam kilka miesięcy temu Maria Pabisiak. Historię dozorczyni z Warszawy opowiadaliśmy wówczas po raz pierwszy.
Kto bił a kto trzymał?
Kobieta i jej mąż zostali pobici, gdy próbowali uspokoić młodych ludzi demolujących klatkę schodową. Oboje mówią, że do dziś odczuwają skutki napadu. – Chodzę do psychiatry. Mam nerwicę lękową – twierdzi pani Maria. Obrażenia, jakich doznała kobieta i jej mąż, miały były poważne. - W obdukcji napisano, że mam złamaną żuchwę, przemieszczoną w stronę gardła i powybijane zęby. Mój mąż miał zmiażdżoną kość promieniową lewej ręki od nadgarstka do łokcia oraz rozszczep łokcia na skutek powtórnego uderzenia drzwiczkami, rzuconymi przez jednego z napastników – wylicza Maria Pabisiak.
Policja zatrzymała dwóch najbardziej agresywnych młodych ludzi: 19-letnich wówczas Kamila A. i Maksymiliana P. Obaj usłyszeli zarzuty udziału w bójce, za co grożą trzy lata więzienia. Ku zaskoczeniu pani Marii prokuratura sprawę Maksymiliana P. umorzyła.
– Do śmierci się z tym nie zgodzę! Ktoś, kto trzyma męża za nadgarstek, gdzie mąż krzyczy: „Puść mnie, bo mam połamaną rękę”, brał udział w czynnym pobiciu! On mu uniemożliwiał obronę, ewidentnie go trzymał! – mówi kobieta. Dodaje, że w samoobronie uderzyła napastnika deską.
– Pan prokurator stwierdzi, że w głowę, a to nieprawda. Uderzyłam go w ramię. Prokurator jest przeciwko nam! – twierdzi kobieta, która, by dochodzić swoich praw w prokuraturze i sądzie, wynajęła adwokata. – Gdyby nie udział pana, wobec którego postępowanie zostało umorzone, prawdopodobnie małżonkowie byliby w stanie się obronić lub do tego ataku w ogóle by nie doszło – twierdzi mecenas Wojciech Korpetta, pełnomocnik Marii Pabisiak.
Odwołanie od decyzji prokuratury
– Postępowanie przeciwko Maksymilianowi P. zostało umorzone, ponieważ żaden dowód nie wskazywał na to, by w jakikolwiek sposób brał on czynny udział w tym zdarzeniu. Z nagrania nie wynika, by ten mężczyzna zadawał ciosy pokrzywdzonym – odpowiada Przemysław Nowak z prokuratury okręgowej w Warszawie. – Oczywiście może być tak, że ktoś nie uderza, tylko przytrzymuje, ale musimy tej osobie udowodnić, że ona ma zamiar brania udziału w pobiciu – mówi Nowak.
Dozorczyni złożyła zażalenie na decyzję prokuratury. Sąd na niejawnym posiedzeniu uznał, że przed podjęciem decyzji musi obejrzeć nagranie z monitoringu. Termin rozprawy wyznaczono na koniec lutego. Sąd ma dwa wyjścia: podtrzymać umorzenie przez prokuraturę sprawy lub uchylić je i zwrócić do ponownego rozpatrzenia. A prokuratura może postępowanie wobec Maksymiliana P. albo ponownie umorzyć albo oskarżyć mężczyznę. Doszłoby wówczas do sytuacji, gdy w tej samej sprawie o pobicie, równolegle toczyłby się dwa procesy.
– Ja nawet nie wiem, jak bym się w stosunku do nich zachowała. Jestem wściekła. Na razie nie jestem w stanie im wybaczyć – mówi pani Maria.
Sprawa dozorczyni ciągnie się już od dłuższego czasu. Ponad rok temu szczegółowo opisywaliśmy ją na tvnwarszawa.pl. Wszystko zaczęło się od kłótni. Jak informowała wówczas dozorczyni jednego z bloków, zwróciła uwagę głośno zachowującej się grupie osób, która dewastowała klatkę schodową. Policjanci na miejscu zatrzymali w sumie 11 osób.
ZOBACZ CAŁY MATERIAŁ PROGRAMU "UWAGA TVN"
Autor: mk//gak / Źródło: Uwaga TVN