O kogucie Antku z ogródków działkowych na Bielanach zrobiło się głośno. Jego pianie bladym świtem budzi sąsiadów, ci zaalarmowali służby i teraz właścicielka musi pozbyć się ptaka.
"Mój Antoś nie będzie już piał. Do niedzieli musi zostać zabity. Wyrwano mi kawałek serca" - napisała właścicielka koguta Bożena Filipkowska. Post pojawił się w grupie Osiedle Ruda na Facebooku. Szybko zareagowali na niego mieszkańcy Bielan. Wielu stanęło w obronie koguta, zgłaszały się też osoby deklarujące chęć adopcji.
Problem zaczął się od skarg na zakłócanie ciszy nocnej, bo kogut - jak to kogut - piał o poranku.
Wizyta dzielnicowego
Pani Bożena ma działkę w jednym z rodzinnych ogródków przy Sobockiej. To tam od ponad roku mieszka kogut Antoś. - Jak był jeszcze mały, podtopił się w baseniku. Gdy go znalazłam, był już zimny, ledwo oddychał. Złapałam go szybko i wygrzałam na własnej piersi, a później pod kołdrą - wspomina kobieta. Dziś o swoim pupilu mówi z czułością, bierze go też na ręce i przytula.
O tym, że kogut jest utrapieniem dla sąsiadów, dowiedziała się ponad dwa tygodnie temu, gdy odwiedził ją dzielnicowy. Jak informuje Elwira Kozłowska z Komendy Rejonowej Policji dla Bielan i Żoliborza, mieszkanka bloku naprzeciwko ogródków poskarżyła się na głośne pianie, ale na policję oficjalne zawiadomienie nie wpłynęło. - Dzielnicowy zajął się tą sprawą i porozmawiał z właścicielką koguta - mówi policjantka.
- Ustaliłam z dzielnicowym, że będę trzymać Antka dłużej w kurniku. Ale przez te upały musiałam zostawić go na dworze - relacjonuje pani Bożena. W związku z tym, że nie wpłynęło oficjalne zawiadomienie, dzielnicowy nie ukarał jej mandatem ani pouczeniem. To nie był jednak koniec sprawy. Tę przejęła straż miejska, do której wpływały kolejne skargi na poranne pianie.
"Stwierdzili, że do poniedziałku ma go tu nie być"
Po dwóch tygodniach na działkę przyjechał ekopatrol. - Powiedzieli, że trzeba coś z Antkiem zrobić. Dali mi tydzień i stwierdzili, że do poniedziałku ma go tu nie być. Sugerowali, żebym go gdzieś oddała, że chętnie dużo ludzi by go wzięło. Powiedzieli, że pomogą w transporcie - mówi pani Bożena. Przyznaje też, że strażnicy nie sugerowali jej, by uśmierciła ptaka.
- Wpłynęły do nas trzy zgłoszenia dotyczące zakłócania ciszy nocnej w tym rejonie. My to rozumiemy. Głośne pianie koguta o czwartej nad ranem może budzić sąsiadów, którzy na pewno są zdenerwowani takim stanem rzeczy - mówi Sławomir Smyk z referatu prasowego straży miejskiej. W trakcie interwencji okazało się, że pianie koguta nie jest jedynym problemem. - Strażnicy nie spodziewali się, że na miejscu zastaną stado kur - dodaje Smyk.
Oprócz Antka, pani Bożena ma jeszcze siedem kur. Hodowanie ich na działce w środku Warszawy jest jednak nielegalne. Jak wskazuje Smyk, kobieta łamie regulamin ogródków działkowych oraz miejskie przepisy. - Hodowla drobiu na terenie miasta stołecznego Warszawy jest zabroniona. Wynika to z regulaminu utrzymania porządku - precyzuje.
"Liczę na to, że Antek zostanie"
- Strażnicy nie podchodzą restrykcyjnie do tego typu sytuacji. Wyjaśniliśmy właścicielce, że trzymanie kur jest zabronione prawem. Pani to zrozumiała, ale powiedziała, że nie ma w jaki sposób pozbyć się tego drobiu. My zaproponowaliśmy szeroko idącą pomoc, choćby przewiezienie ptaków do SGGW lub fundacji, która zajmuje się takimi ptakami - wylicza strażnik. - Absolutnie zaprzeczamy, by ktoś ze strażników powiedział, aby pani zabiła któregokolwiek z ptaków.
Jaki los czeka koguta? Straż miejska tłumaczy, że ich interwencja jeszcze trwa. Wkrótce znów zjawią się na działce i sprawdzą, jak pani Bożena zastosowała się do ich zaleceń. - Zobaczymy też, jaka będzie reakcja z jej strony, a potem podejmiemy dalsze decyzje w tej sprawie - zapowiada Smyk. Deklaruje też, że strażnicy chcą "jak najłagodniej" przeprowadzić tę interwencję. - Tak by nie ucierpiały ptaki i by ich właścicielka nie miała pretensji - tłumaczy.
- Teraz czekam na rozwój sytuacji. Liczę na to, że Antek zostanie - mówi pani Bożena. - Mieszkańcy bardzo dobrze na niego reagują. Podchodzą z dziećmi do ogrodzenia. Zrobiłam tam nawet okienka, żeby lepiej je widziały. Nikt nie miał nic przeciwko. Niektórzy się dziwili, byli tacy chłopcy 15-letni i jeden do drugiego mówi: Ty! Ja pierwszy raz w życiu koguta widzę! - opowiada.
O sprawie wiedzą też w urzędzie dzielnicy. - Jeżeli kogut będzie potrzebował pomocy, znajdziemy mu miejsce. Burmistrz rozmawiał już z proboszczem Wojciechem Drozdowiczem. Ksiądz zadeklarował, że przygarnie koguta - mówi Magdalena Borek, rzeczniczka Bielan. Podobne zapewnienie usłyszeliśmy w środę od burmistrza Grzegorza Pietruczuka. W całorocznej szopce obok kościoła pokamedulskiego mieszkają dziś osiołki Franciszek i Klara, baranek Kazimierz, koza Mieczysław, owce i koty.
Mandat dla kogutów, nakaz sądowy dla psa
Historia koguta z Bielan jest nietypowa, bo chodzi w niej o coś więcej, niż tylko o łamanie ciszy nocnej. W Polsce zdarzały się jednak sytuacje, gdy właściciele musieli pozbywać się zwierząt z powodu skarg ze strony sąsiadów.
W 2016 roku mieszkanka Gołuchowa, niewielkiej wielkopolskiej wsi, została ukarana mandatem za zakłócanie ciszy nocnej. Sprawcami zamieszania były jej koguty. Ich pianie przed godziną 6 sąsiedzi zgłosili na policję. Kobieta, by uniknąć kolejnych kar pieniężnych, musiała rozwiązać sprawę drastycznie. Koguty poszły pod topór.
Z kolei rok później, sąd w Choszcznie (województwo zachodniopomorskie) nakazał jednej z rodzin pozbycie się psa. Powód? Pies szczekał, a to przeszkadzało nowemu sąsiadowi. Mężczyzna twierdził, że nie mógł przez to spać w nocy. Złożył pozew w sądzie cywilnym i sprawę wygrał.
Klaudia Kamieniarz