- Samochód był pchany przez kilkadziesiąt metrów, kupa dymu, możliwy pożar. Niestety, zderzaki pociągu znalazły się w kabinie samochodu, wiec gdyby w tym miejscu znajdowali się pasażerowie, mogliby ponieść śmierć - opowiadał dyrektor biura Bezpieczeństwa PKP PLK Włodzimierz Kiełczyński.
Akcja zorganizowana przez kolejarzy przypomina, że kiedy z jakichś powodów zatrzymamy się między rogatkami, nie wolno panikować. - Prowadzimy w PKP warsztaty dla instruktorów nauki jazdy, uczymy panowania, jak zachować się, kiedy zdarzyło się takie nieszczęście. Najważniejsze, jest ewakuowanie wszystkich osób, które znajdują się w pojeździe. Po drugie, żeby jak najszybciej zadzwonić pod 112, podać numer identyfikacyjny z żółtej nalepki - mówił Kiełczyński.
Żółte naklejki
Żółte naklejki to część kampanii. Na nalepkach, które od roku pojawiają się na przy przejazdach zapisane są numer 112 i numer przejazdu. Dzwoniąc do służb, podajemy ten drugi, dzięki czemu dyspozytor wie, gdzie wydarzył się wypadek.
- Operator 112 specjalnym łączem przekazuje tą informacje do dyspozytury, a ta do dyżurnego ruchu, który może polecić maszyniście zatrzymać pociąg lub, kiedy jest w sytuacji, że już nie ma czasu, może użyć przycisku "alarm". W ten sposób zatrzymuje wszystkie pociągi zmierzające do tego przejazdu - wyjaśnił Kiełczyński. - Musimy pamiętać, że to kilkadziesiąt sekund, zanim wyhamuje. Pociąg jedzie 160 kilometrów na godzinę i droga hamowania wynosi 1300 metrów - zwrócił uwagę dyrektor biura Bezpieczeństwa PKP PLK.
Kiełczyński zaznaczył też, że w ciągu roku było ponad 800 zgłoszeń o tym, że coś dzieje się na torach. - W 165 przypadkach wstrzymaliśmy ruch pociągów, z czego w 87 przypadków, to sytuacje, kiedy wprowadziliśmy ograniczenia w ruchu pociągów. Maszynista otrzymał polecenie zwolnienia na przejeździe do 20 kilometrów na godzinę i sprawdzenia czy nie ma przeszkód do ruchu - relacjonował.
Dodał, że w 78 przypadków, gdyby nie zgłoszenie, doszłoby do wypadku. - I to jest dobra wiadomość, że tyle osób zostało uratowanych - podsumował.
"Ważny jest odruch"
Z kolei Andrzej Markowski, psycholog ruchu drogowego, zwracał uwagę, jak ważne jest działanie odruchowe w takich momentach. Bo czasu na myślenie nie ma. - Najważniejsze jest życie moje i innych osób, które też są w tej trudnej sytuacji. Muszę też pomyśleć o zepchnięciu samochodu, a tym pomogą służby, które być może nie zdążą, ale wartość samochodu z porównaniu z wartością życia jest niczym - dowodził.
Zaznaczył też, że w Polsce brakuje takich zajęć na kursie nauki jazdy. - Żebym mógł tak zrobić, muszę to przećwiczyć, choćby rozważyć tę sytuację w trakcie zajęć z instruktorem. A tego typu zajęć nie ma. Nadal instruktorzy uczą przepisów, a nie uczą sprawnego, rozumnego zachowania w trudnych chwilach. Ruch drogowy jest coraz bardziej zagęszczony, dzieje się coraz więcej rzeczy w tej samej chwili i ja nie mam wtedy czasu na podejmowanie decyzji. Muszę mieć schematy myślenia - podkreślił Markowski.
Symulacja zderzenia lokomotywy z samochodem
mp/b