Zawieszenia pracownika agencji ochrony, który przycisnął kolanem do ławki mężczyznę, oczekuje Zarząd Transportu Miejskiego. Urzędnicy zwrócili się do jego pracodawcy, by do czasu wyjaśnienia tej sprawy nie pełnił on obowiązków służbowych.
W sobotę opublikowaliśmy krótkie nagranie z Kontaktu 24. Widać na nim mężczyznę w żółtej kamizelce z napisem "ochrona", który przyciska kolanem do ławki innego mężczyznę i zakłada mu kajdanki. - Facet, bo się kur** duszę - odzywa się obezwładniony do ochroniarza, który wciska mu głowę pomiędzy oparcie a siedzisko ławki. Nagrywająca komentuje: - Jaki pan jest agresywny!
Autorka nagrania - pani Krystyna - twierdzi, że mężczyzna na przystankowej ławce nie był agresywny, a ochroniarz miał podejść do niego i zacząć okładać go pałką. Jej zdaniem, ochroniarz - bez wyraźnego powodu, ponieważ atakowany nie był w stanie stawiać oporu - użył również gazu pieprzowego. - Mężczyzna na przystanku nie zakłócał spokoju przechodniów, niczego nie ukradł, nie był agresywny. W przeciwieństwie do ochroniarza, który swoją odblaskową kamizelkę oraz rangę potraktował jako pretekst do jawnego okrucieństwa - skomentowała.
Miasto chce zawieszenia i wyjaśnienia
Ochroniarz jest pracownikiem agencji Seltik, która na zlecenie Zarząd Transportu Miejskiego patroluje węzły przesiadkowe. - Na czas wyjaśniania sprawy ZTM zwrócił się do firmy ochroniarskiej z wnioskiem o czasowe zawieszenie pracownika w jego obowiązkach. Rozważamy również złożenie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa do organów ścigania - poinformowała w poniedziałek Karolina Gałecka, rzeczniczka urzędu miasta.
I dodała, że urzędnicy są w trakcie weryfikacji tego, co wydarzyło się na przystanku. - Zarząd Transportu Miejskiego będzie starał się pozyskać obraz z kamer zewnętrznych z autobusów. Nagrania, które dotychczas zebraliśmy, nie rozstrzygają tej kwestii. Film jednego ze świadków był nagrywany od pewnego momentu, nie mamy więc pełnego obrazu sytuacji. Musimy poznać stanowisko drugiej strony, zanim padną oskarżenia - tłumaczy Gałecka.
Ale dodaje: - Nic nie usprawiedliwia agresji, do której mogło tam dojść. Jeśli potwierdzi się, że pracownik ochrony z nieuzasadnionego powodu użył przemocy, będziemy natychmiast żądali wyciągnięcia konsekwencji przez zatrudniającą go firmę.
Rzeczniczka odniosła się także do relacji autorki nagrania, która twierdziła, że ochroniarz użył wulgarnych słów wobec Ukrainki czekającej na autobus. - Agresor obrzucił ją wyzwiskami, cytuję: "wracaj do siebie, ukraińska kur**" - opisywała nasza rozmówczyni, wskazując, że odpowiedział tak, gdy kobieta zwróciła mu uwagę na jego zachowanie.
- Absolutnie niedopuszczalny jest sposób, w jaki pracownik ochrony zwrócił się do jednej z kobiet na przystanku. Warszawa jest miastem tolerancyjnym, ale nie tolerujemy takiego wyrażania się wobec osób innej narodowości - stwierdziła Gałecka.
"Mężczyzna był pijany i nie reagował na polecenia"
Wyjaśnień ochroniarza wysłuchała już zatrudniająca go firma Seltik. O ich treści poinformowała w oświadczeniu podpisanym przez prezesa zarządu Alberta Czyżyka oraz pełnomocnika ds. ochrony fizycznej Jacka Piwnickiego.
Jak pokreślono, ochroniarz "podjął interwencję z uwagi na naruszenie przez mężczyznę zasad przebywania na przystanku autobusowym. Mężczyzna ten był pijany i nie reagował na polecenia pracownika ochrony do przestrzegania zasad korzystania z przystanków autobusowych". Dalej wskazano, że "w czasie interwencji osoba, wobec której została ona podjęta była agresywna i pracownik ochrony użył - zgodnie z prawem i posiadanymi uprawnieniami - środków przymusu bezpośredniego w postaci chwytów obezwładniających, gazu, pałki oraz kajdanek służbowych".
W relacji Ukrainki, z którą rozmawiała "Gazeta Stołeczna", pojawiła się kwestia użycia paralizatora. - Kiedy poszkodowany próbował wyjąć telefon, ochroniarz wystrzelił w jego stronę z paralizatora - powiedziała kobieta. Firma Seltik zaprzecza tym doniesieniom. "Taki środek nie znajduje się na wyposażeniu pracowników ochrony spółki" - zaznaczono w oświadczeniu.
Dementuje też relację, według której ochroniarz używał wulgarnych wyrażeń wobec osób postronnych. "Osoba, wobec której podjęta została interwencja nie była osobą bezdomną, znajdowała się w stanie znacznego odurzenia alkoholem i jej działania spowodowały u pracownika ochrony obawy o jego bezpieczeństwo" - stwierdzono.
Przedstawiciele spółki zastrzegli na zakończenie, że do momentu przesłania do nas oświadczenia żadna z osób uczestniczących w zdarzeniu nie zwróciła się do nich ze skargą na sposób działania ochroniarza. Deklarują też, że jeśli ktoś ją złoży, są gotowi przeprowadzić stosowne postępowanie. "W spółce obowiązują wymagane przez przepisy prawa procedury antydyskryminacyjne, a spółka z całą stanowczością przeciwstawia się i zwalcza (oraz będzie zwalczała) wszelkie przejawy działań noszących znamiona dyskryminacji lub mowy nienawiści" - podkreślono.
Policja przekazała materiały do prokuratury
Na miejscu zdarzenia interweniowała policja, do której dzwonił wcześniej pracownik ochrony. Funkcjonariusze wysłuchali obu stron i pouczyli je, co mogą dalej zrobić w tej sprawie. Postępowania z urzędu wszcząć nie mogli, bo sprawą naruszenia nietykalności cielesnej służby mogą zająć się dopiero wtedy, gdy pokrzywdzony złoży oficjalne zawiadomienie. A takie dotychczas nie wpłynęło.
- Zebraliśmy materiał w tej sprawie i przekazaliśmy go do Prokuratury Rejonowej na Mokotowie w celu podjęcia dalszych decyzji - zastrzegł jednak w poniedziałek Robert Koniuszy, oficer prasowy mokotowskiej Komendy Rejonowej Policji.
Zadaniem prokuratury będzie ocena, czy istnieją podstawy do wszczęcia w tej sprawie śledztwa.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Krystyna, Kontakt 24