Od mety Maratonu Warszawskiego dzieliło ją mniej więcej 800 metrów. To znaczy, że w nogach miała przebiegnięte ponad 41 km. Prowadziła, było tak blisko, a wciąż tak daleko. W sekundę dorwał ją kryzys ogromnych rozmiarów, odbierający resztki sił. Kenijka Recho Kosgei padła na asfalt i - choć walczyła z całej mocy - długo nie była w stanie wstać.