Zmienny wiatr i burze udaremniły plan dwóch mężczyzn, którzy chcieli pobić rekord długości lotu balonowego. Wehikułem zbudowanym z dwóch foteli ogrodowych niesionych przez 350 balonów planowali dolecieć z Oregonu przez Idaho nawet do Montany. Przez pogodę musieli jednak wylądować po przebyciu zaledwie 48 km.
Około tysiąc osób kibicowało w sobotę rano w Bend w stanie Oregon wylotowi Amerykanina Kenta Coucha i Irakijczyka Fareeda Lafty. Pojazdem złożonym z dwóch foteli ogrodowych unoszonych przez 350 balonów napełnionych helem próbowali pobić rekord długości lotu balonowego i trafić do Księgi Rekordów Guinnessa.
Wzbili się w pogodne niebo
Oprócz chęci przeżycia przygody przyświecał im szlachetny cel - z inicjatywy Lafty zbierają fundusze dla dzieci osieroconych po wojnie w Iraku. Amerykani i Irakijczyk ozdobili pojazd flagami swoich krajów, a unoszące ich balony miały barwy narodowe.
Mężczyźni planowali przebyć nawet 380 km, przelecieć nad częścią Oregonu, Idaho aż nad północno-zachodnie tereny Montany. Czyste niebo i łagodne podmuchy wiatru w chwili startu pozwalały mieć nadzieję, że zamiar się powiedzie. Niestety, podczas lotu pogoda zaczęła się psuć.
Śnieg, grad i pioruny
Wehikuł dostał się w strefę silnego wiatru, który go obrócił. Na dodatek pojawiły się wyładowania atmosferyczne i zniszczyły 35 balonów. To duża strata, bo podczas wcześniejszych lotów Couch tracił zwykle tylko kilka. Mężczyźni relacjonowali też później, że padał śnieg i grad.
Takie warunki wymusiły zakończenie lotu. Z pewnymi trudnościami wylądowali na polu w okolicach Prineville w Oregonie.
Mimo rozczarowania, mężczyźni planują już następne loty. Możliwe, że w przyszości na miejsce startu wybiorą Irak. Kent Couch tłumaczy, że do kolejnych prób zachęca go poczucie wolności, jakiego doświadcza na wysokości 4,6 km nad ziemią. - To tak, jakby się dryfowało po niebie na małym obłoku - opisywał.
Autor: js/ŁUD / Źródło: Reuters TV, CNN