- Możliwości zarówno Izraela jak i wspieranego przez Iran Hezbollahu ewoluowały od czasu wojny z 2006 roku. To grozi tym, że nowy konflikt, który prawdopodobnie przyciągnąłby innych, byłby jeszcze bardziej destrukcyjny - ocenił brytyjski dziennik "Financial Times". Zaznaczył w swojej analizie, że ewentualny konflikt Izraela z Hezbollahem na pełną skalę jest coraz bardziej prawdopodobny.
Gazeta zauważyła, że taki konflikt postawiłby przeciw sobie z jednej strony najbardziej wyrafinowaną armię Bliskiego Wschodu, wspieraną przez zaawansowany zachodni sprzęt i broń, a z drugiej prawdopodobnie najsilniej uzbrojony podmiot niepaństwowy na świecie. Na dodatek możliwości zarówno Izraela, jak i wspieranego przez Iran Hezbollahu ewoluowały od czasu wojny z 2006 r., co grozi tym, że nowy konflikt, który prawdopodobnie przyciągnąłby innych, byłby jeszcze bardziej destrukcyjny.
Żadne miasto nie będzie bezpieczne
- Dynamika zmieniła się od 2006 roku. To, co tym razem pogorszyłoby sytuację, to fakt, że wojna dziś nie byłaby konfliktem tylko między Izraelem a Hezbollahem, ale zaangażowani byliby w nią też inni członkowie kierowanej przez Iran "osi oporu" – powiedziała "FT" Sanam Vakil, szefowa programu bliskowschodniego w londyńskim think tanku Chatham House.
Wyjaśniła, że grupa ta, w skład której wchodzą jemeńscy rebelianci Huti i milicje w Iraku i Syrii, a także Hamas, "działa i koordynuje działania w sposób ponadnarodowy, co oznacza, że wojna nie byłaby ograniczona do określonego geograficznie miejsca i miałaby wpływ na cały Bliski Wschód". "FT" zauważyła, że Izrael jest jedną z najlepiej wyposażonych armii na świecie, odpowiadającą standardom NATO i posiadającą broń wyprodukowaną w USA, taką jak myśliwce F-35, a także najwyższej klasy systemy obrony powietrznej i inny nowy sprzęt. W tym kraju istnieje również dobrze rozwinięty krajowy przemysł zbrojeniowy, który produkuje własne czołgi, pojazdy opancerzone, systemy obrony powietrznej, pociski rakietowe i drony. Ale libański Hezbollah, który według szacunków analityków ma od 20 do 40 tys. bojowników, również stanowi potężniejszą siłę niż w 2006 r. Obecnie posiada znacznie bardziej rozbudowany i wyrafinowany arsenał rakiet i dronów, w dużej mierze dostarczony przez Iran i znacznie przewyższa pod względem zdolności bojowych Hamas, z którym Izrael walczy w Strefie Gazy od 10 miesięcy. Amerykańskie Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) szacuje, że Hezbollah ma od 120 tys. do 200 tys. pocisków, w tym precyzyjne pociski kierowane i uzbrojone drony, a także pociski przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Zauważa, że Hezbollah jest teraz w stanie atakować cały Izrael i precyzyjnie kalibrować cele strategiczne, co oznacza, że żadne miasto nie będzie bezpieczne.
Czytaj więcej: Premier Izraela: Zadaliśmy miażdżący cios sojusznikom Iranu. Jesteśmy gotowi na każdy scenariusz
Bardziej zdecydowane działania
Kassem Kassir, libański analityk zbliżony do Hezbollahu, powiedział, że od października zeszłego roku grupa zużyła ok. 5 tys. pocisków ze swoich zapasów, zachowując w rezerwie wiele tych najbardziej zaawansowanych, w tym broń o większym zasięgu. Oszacował, że grupa wykorzystała w tym czasie zaledwie 10 proc. możliwości wojskowych, logistycznych i kadrowych. "FT" dodaje, że Hezbollah jest nieprzejrzysty w kwestii swojego arsenału, aby zachować "strategiczną dwuznaczność", ale twierdzi, że ma około 100 tys. bojowników, a jego siły mają doświadczenie na polu bitwy, gdyż zostały rozmieszczone u boku sił rosyjskich i irańskich w wojnie domowej w Syrii. Ale Izrael oprócz większych możliwości niż w 2006 r. ma też po atakach Hamasu z 7 października większą determinację. Przywódcy Izraela ostrzegli, że w razie wybuchu wojny na pełną skalę, działania wojskowe byłyby o wiele bardziej zdecydowane i głębokie niż w 2006 roku. Cytowani przez "FT" analitycy zauważają jednak, że mimo przewagi technologicznej Izrael w razie rozpoczęcia ofensywy lądowej w Libanie stanąłby w obliczu wielu zagrożeń i wyzwań. - Izraelskie wojsko jest zaawansowane technologicznie, ale pytanie brzmi, o jakim rodzaju wojny mówimy - powiedział Seth Jones, wiceprezes CSIS. Zwrócił uwagę, że jeśli izraelskie siły lądowe weszłyby do południowego Libanu, "to zupełnie inna historia, ponieważ Hezbollah prowadząc wojnę obronną, znalazłby się na terenie, który zna bardzo dobrze". Ponadto Izrael stanąłby również w obliczu ryzyka, że jego obrona powietrzna – w tym Żelazna Kopuła - zostałaby przytłoczona. Zagrożenie to nasiliłoby się, gdyby Iran i członkowie jego "osi oporu" interweniowali, wspierając Hezbollah, przeprowadzając własne ataki na różnych frontach. Wówczas, nawet przy swojej przewadze technologicznej, Izrael byłby na te ataki podatny. W przypadku wojny totalnej, wojsko izraelskie "byłoby w stanie chronić niektóre bardzo konkretne lokalizacje, ale np. nie każdą część Tel Awiwu", dodał Jones.
Trzy tysiące pocisków dziennie
Emile Hokayem, ekspert ds. Bliskigo Wschodu w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych, powiedział, że w 2006 r. Hezbollah wystrzeliwał średnio 124 pocisków dziennie przez 34 dni. - Tym razem, według zachodniego wywiadu i izraelskich analityków, Hezbollah byłby w stanie wystrzeliwać do 3 tysięcy pocisków dziennie przez 10 dni, a być może nawet więcej - wyjaśnił. Trzy osoby zaznajomione z operacjami grupy przekazały dla "FT", że nawet izraelskie wojsko przyznaje, że Hezbollah jest w stanie wystrzeliwać tysiące pocisków dziennie. Jednak jednym z wyzwań dla Hezbollahu byłaby ochrona jego wyrzutni rakietowych, które są stosunkowo statyczne i muszą znajdować się na powierzchni, aby pociski mogły zostać wystrzelone. Stosunkowo wysoki wskaźnik ofiar wśród bojowników Hezbollahu od 7 października jest częściowo spowodowany zdolnością Izraela do celowania w miejsce wyrzutni kilka sekund po wystrzeleniu pocisku. Hezbollah nie wykazał również zdolności do zestrzeliwania izraelskich myśliwców, choć w ciągu ostatnich kilku miesięcy zestrzelił kilka dronów. Jednak - jak zauważył "FT" - Izrael musi obawiać się nie tylko Hezbollahu, bo Iran poprzysiągł zemścić się na Izraelu za domniemane zabójstwo przywódcy Hamasu Ismaila Hanijego w środę w Teheranie. W kwietniu doszło do wymiany ataków rakietowych i dronowych między Iranem a Izraelem po zabiciu przez Izrael w Syrii kilku irańskich dowódców, ale obie strony starały się wówczas uniknąć eskalacji.
"Największy i najbardziej zróżnicowany arsenał rakietowy"
"FT" wyjaśnił, że biorąc pod uwagę odległość między Izraelem a Iranem, każda bezpośrednia bitwa byłaby wojną powietrzną. Iran, objęty sankcjami, nie posiada konwencjonalnego uzbrojenia, którym mógłby rzucić wyzwanie Izraelowi i ma niewiele sprawnych samolotów. Stworzył jednak coraz bardziej wyrafinowane własne zdolności w zakresie rakiet i dronów, a także opiera się na wojnie asymetrycznej, mobilizując swoich regionalnych pełnomocników i 120-tysięczne siły Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Według CSIS Iran posiada "największy i najbardziej zróżnicowany arsenał rakietowy na Bliskim Wschodzie", składający się z tysięcy pocisków balistycznych i manewrujących, z których niektóre są w stanie uderzyć w Izrael i Europę Południowo-Wschodnią.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA/HAITHAM IMAD