"Reżim Łukaszenki pęka". Światowe media o "maleńkiej Białorusi"

Źródło:
TVN24, PAP
Protesty na Białorusi
Protesty na BiałorusiTVN24
wideo 2/4
Protesty na BiałorusiTVN24

Media na całym świecie komentują sytuację na Białorusi. Wielotysięczne protesty po wyborach prezydenckich opisywane są na pierwszych stronach najbardziej poczytnych dzienników. Najostrzej sytuację u naszego wschodniego sąsiada przedstawił francuski "Le Monde", wskazując, że przyszłość Aleksandra Łukaszenki zależy od lojalności w strukturach władzy. Z kolei niemiecki "Die Welt" podkreślił, że nałożone na Białoruś sankcje unijne są niewystarczające.

Amerykański "Wall Street Journal" zwrócił uwagę, że gdy liderka opozycji Swiatłana Cichanouska zgłaszała protest wyborczy, spodziewano się, że będzie to początek jej walki o prezydenturę. Tak się jednak nie stało - zamiast tego Cichanouska wyjechała na Litwę, a na nagraniu przesłanym za pośrednictwem mediów społecznościowych zwróciła się do swoich zwolenników o zaprzestanie protestów.

Demonstracje jednak przybrały na sile, a "w niedzielę dziesiątki tysięcy zebrało się w Mińsku, wzywając Łukaszenkę do odejścia". "Łukaszenko zbudował Białoruś na swój obraz. Teraz jego pozycja jest zagrożona" - twierdzi "WSJ". "Po latach zastraszania i oskarżeń [pod adresem władzy - przyp. red.] o oszustwa wyborcze młodzi Białorusini uważają, że przyszedł czas na zmiany" - podkreślono.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Wielotysięczny marsz opozycji w Mińsku
Wielotysięczny marsz opozycji w Mińsku TUT.BY

Brytyjski "Independent" zwrócił uwagę na wiec obecnego prezydenta zorganizowany w cieniu wielotysięcznych protestów, jakie ogarnęły Mińsk i większe białoruskie miasta. "Łukaszenka wygłosił emocjonalny apel przed kilkoma tysiącami osób, z których wielu zostało zwiezionych autobusami. 'Klękam przed wami po raz pierwszy w życiu' - powiedział prezydent, ale wielu zwróciło uwagę, że w czasie, gdy to mówił, nie klęczał" - odnotował dziennik.

"W ciągu jednego z najbardziej dramatycznych tygodni w swojej historii maleńka Białoruś była świadkiem łańcucha dramatycznych zdarzeń: wątpliwych wyborów, miażdżących represji i wstrząsających tortur (...) i wielkich strajków ogólnokrajowych" - skomentował "Independent".

Brutalne tłumienie protestów

Zdaniem dziennikarzy "New York Times" decydujący wpływ na nasilenie się protestów miały nagrania, na których można było zobaczyć, jak białoruska milicja w brutalny sposób rozprawia się z demonstrującymi. "Białoruskie służby zatrzymały tysiące protestujących, a członkowie organizacji praw człowieka zostali pobici" - napisano.

"Nagrania interwencji milicji sprowokowały ogólnokrajowy sprzeciw, który w bezprecedensowy sposób zagraża teraz władzy Łukaszenki" - zauważył "NYT". Amerykański dziennik zwrócił uwagę, że punktem zapalnym protestów były także nagrania, jakie docierały znad murów aresztów, w których dotkliwie bito zatrzymanych demonstrantów. Gdy reżim zdecydował się wypuścić kilka tysięcy osób, internet zalały liczne zdjęcia, na których wypuszczeni z aresztów pokazywali rany i siniaki.

"W państwowych firmach rozpoczęły się strajki, a tysiące pracowników fabryk odmówiło powrotu do pracy. Przedstawiciele milicji i państwowych mediów zrezygnowali, a byli członkowie służb na nagraniach demonstracyjnie palili swoje uniformy" - informuje "NYT".

"The Guardian" zauważa więcej przyczyn wzrostu napięć na Białorusi. "Załamująca się gospodarka, nieudolna odpowiedź na zakażenia koronawirusem, narastająca krytyka za pośrednictwem mediów społecznościowych, coraz bardziej pewne siebie społeczeństwo obywatelskie i wypalenie się władzy, która zdaje się, że wyczerpała pomysły" - wskazuje. Brytyjski dziennik zwrócił uwagę także na fakt, że w porównaniu z poprzednimi wyborami tym razem do wyścigu o fotel prezydenta wystartowali "prawdziwi rywale".

Gazeta przewiduje też jak mogą się zakończyć protesty. "Nie ma żadnej gwarancji, że te nadzwyczajne wydarzenia skończą się łagodnie. (...) Białoruś to nie Ukraina, a jej obywatele są w dużej mierze prorosyjscy. Należy mieć nadzieję, że prośby upokorzonego dyktatora o ewentualną pomoc wojskową zostaną puszczone mimo uszu. Odgrywanie roli w pokojowym przekazaniu władzy może lepiej odpowiadać interesom Moskwy niż działanie w charakterze obrońcy sojusznika, który już nie spełnia swojej roli" - pisze "The Guardian". "Zachód, a w szczególności Unia Europejska, musi bardzo ostrożnie grać w kluczowych dniach i tygodniach, które nadejdą. Bezwzględnym priorytetem powinno być uniknięcie narastania napięć między UE a Rosją oraz danie białoruskiemu społeczeństwu obywatelskiemu najlepszej okazji do kontrolowania przebiegu przyszłych wydarzeń. Są powody, aby sądzić, że to koniec drogi Łukaszenki. Ale droga przed społeczeństwem, które domaga się swoich demokratycznych praw, jest niebezpieczna i niepewna" - konkluduje gazeta.

Inny brytyjski dziennik "The Times" pisze z kolei, że "odwaga Białorusinów, którzy wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko fałszowaniu głosowania przez Łukaszenkę, jest niezwykła". "Muszą wiedzieć, że zachodnie demokracje są po ich stronie i że sankcje zostaną szybko nałożone na ich ciemiężycieli do czasu prawdziwych wyborów" - dodano.

Jak przekonuje gazeta, fakt, że możliwe dla Zachodu opcje działania są ograniczone, nie powinien być traktowany jako zalecenie bierności. Ocenia, że brytyjski minister spraw zagranicznych Dominic Raab postąpił słusznie, oświadczając jednoznacznie, że Wielka Brytania nie uznaje wyniku sfałszowanych wyborów. Podkreśla, że Zachód nie może pozwolić, by obawa przed rosyjską interwencją na Białorusi osłabiała jego reakcje, bo im bardziej odizolowany będzie Łukaszenka, tym mniej prawdopodobne będą rosyjskie zabiegi na rzecz podtrzymania jego pozycji.

"The Times" uważa, że otwarcie Zachodu na Białoruś, które nastąpiło po rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 r., powinno się skończyć i należy nałożyć sankcje na członków reżimu Łukaszenki. "Powinny one zostać utrzymane do czasu ustąpienia Łukaszenki i rozpisania nowych wyborów. Na kontynencie europejskim jest wiele pęknięć, ale w tej kwestii nie może być on podzielony: skorumpowany i bandycki autokrata musi odejść, a godny sprzeciw ludzi musi zwyciężyć" - podkreśla dziennik.

Poparcie unijnych liderów dla narodu białoruskiego

Z kolei Bloomberg zwrócił uwagę na wydarzenia pod Fabryką Ciągników Kołowych (MZKT), gdzie podczas przemowy prezydenta Aleksandra Łukaszenki robotnicy skandowali, by zrezygnował.

Łukaszenka: Dziękuję, powiedziałem już wszystko, możecie teraz krzyczeć "odejdź"
Łukaszenka: Dziękuję, powiedziałem już wszystko, możecie teraz krzyczeć "odejdź"Nexta_TV

"Liderzy Unii Europejskiej w środę przeprowadzą specjalną wideokonferencję, żeby przekazać wyrazy poparcia dla narodu białoruskiego. Będą chcieli przekazać Białorusinom, że mają prawo do wskazania swojego prezydenta" - napisał Bloomberg.

"Prezydent Polski Andrzej Duda powiedział, że odbył telekonferencję z prezydentami Litwy, Łotwy i Estonii na temat sytuacji na Białorusi 'szczególnie w kontekście bezpieczeństwa w regionie'" - dodano.

"W piątek wieczorem ministrowie spraw zagranicznych Unii Europejskiej zdecydowali o nałożeniu zakazu wstępu na nieokreśloną dotąd liczbę przedstawicieli białoruskiego reżimu oraz o zamrożeniu ich aktywów w unijnych krajach" - przypomniał "Die Welt". Niemiecki dziennik przyznał, że uchwalone pierwsze unijne sankcje na reżim Łukaszenki są niewystarczające. "Bruksela nie może patrzeć, jak dziesiątki tysięcy ludzi są bite i aresztowane przez funkcjonariuszy milicji" - napisano.

Rzecznik rządu: Morawiecki z Pompeo rozmawiali między innymi o sytuacji na BiałorusiTVN24

"Machina represji jest przytłaczająca"

Niemiecki "Frankfurter Allgemeine Zeitung" opisuje z kolei historię Marty Klinovej – kobiety skazanej na ponad dwa tygodnie więzienia - obserwatorki w jednym z lokali wyborczych. "Marta i jej koledzy odkryli fałszerstwa podczas wyborów. Została aresztowana 8 sierpnia. Grupa czterech 'towarzyszy' napisała na nią donos, z którego wynikało, że Marta głośno przeklinała i stawiała opór wobec funkcjonariuszy milicji" - relacjonował "FAZ".

"Machina represji jest przytłaczająca. We wtorek Marta trafiła do sądu, gdzie sędzia bez namysłu skazał ją na 15 dni, nie przesłuchując choćby jednego z tak zwanych świadków" - kontynuował niemiecki dziennik, cytując jednego ze znajomych kobiety. "Widziałem oczy tego sędziego. Cynizm pozbawił ich wszystkiego, co ludzkie, ale widać było w nich także nerwowość i strach. Ludzie tacy jak on zdają sobie sprawę, że ich miasto zostało oblężone i płonie, i że wkrótce będą musieli za wszystko odpowiedzieć" - powiedział.

"Suddeutsche Zeitung" podkreśla zaś, że "na razie aparat bezpieczeństwa stoi przy Łukaszence". Gazeta zwróciła uwagę na liczne strajki robotników na Białorusi. "To szczególnie groźne dla Łukaszenki, którego władza opiera się na wielu robotnikach zatrudnionych w państwowych firmach. Strajk szkodzi reżimowi także gospodarczo. Łukaszenka może stracić zwolenników, którzy wcześniej skorzystali z jego systemu" - podkreślił wydawany w Monachium dziennik.

"Reżim Aleksandra Łukaszenki pęka"

Francuski "Le Monde" pisze z kolei o białoruskim buncie i obywatelskim dojrzewaniu narodu. "Ruch na Białorusi nie przypomina żadnej z kolorowych rewolucji, które wstrząsały krajami byłego Związku Radzieckiego. Nie broni żadnego zachodniego modelu i nie sprzeciwia się Rosji. Chce za to położyć kres paternalistycznemu systemowi, który nie zgadza się na żadną odmienność" - napisano.

"Reżim Aleksandra Łukaszenki pęka. (…) Pod powszechną presją, rozstrzygający dla prezydenta będzie test lojalności w strukturach władzy. Zmiana reżimu, upadek czy krwawe represje przy cichym wsparciu Moskwy - nikt nie może przewidzieć nadchodzących dni, ale jedno jest jasne: ten zaniedbany i mało znany kraj między Unią Europejską a Rosją przechodzi przyspieszoną bezprecedensową transformację" - wskazuje francuski dziennik.

"Ani Bruksela, ani Moskwa nie zamierzają porzucić kwestii białoruskiej"

Hiszpańskie media wskazują we wtorek na zaangażowanie się Unii Europejskiej w walkę o demokratyzację Białorusi. Odnotowują, że sprawa ta nie jest już tylko podnoszona przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej, takie jak Polska, ale przez główne unijne instytucje.

Dziennik "El Pais" odnotowuje stanowcze głosy szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella o konieczności powtórzenia wyborów prezydenckich na Białorusi, a także zwołanie przez szefa Rady Europejskiej Charles'a Michela na środę nadzwyczajnego szczytu UE w formacie wideokonferencji. Wydawana w Madrycie gazeta odnotowuje, że demokratyzacja Białorusi stała się ważnym punktem polityki zagranicznej UE, równie istotnym jak dla Moskwy utrzymanie Mińska w swojej strefie wpływów.

Dziennik zaznacza, że determinacja Brukseli w demokratyzacji Białorusi może pogłębić kryzys w relacjach UE-Rosja w nie mniejszym stopniu jak aneksja Krymu przez Moskwę w 2014 roku. "Wydaje się, że ani Bruksela, ani Moskwa nie zamierzają porzucić kwestii białoruskiej" - napisał "El Pais", nazywając rzekomą bierność Alaksandra Łukaszenki wobec ostatnich wielotysięcznych manifestacji i strajków "grą na zwłokę" ze strony dyktatora.

Inny madrycki dziennik “El Mundo” oraz telewizja TVE wskazują na odmienny wymiar demonstracji na Białorusi wobec powszechnie występujących na świecie. Zaznaczają, że nie tylko są one pokojowe, ale również dominują na nich kobiety.

"El Mundo" pisząc o "historycznych protestach" na Białorusi wskazuje, że utrzymujący się u władzy od 1994 roku Łukaszenka w ostatnim czasie ponownie zbliżył się do Kremla. Dziennik odnotowuje, że w ostatnich tygodniach także Rosja znajdowała się wśród "zewnętrznych sił", które prezydent Białorusi podejrzewał o ewentualny spisek w celu odsunięcia go od władzy.

"Wraz z pogarszającą się sytuacją oskarżenia te wyparowały, a Moskwa jest najmocniejszym oparciem dla białoruskiego reżimu" - napisał "El Mundo".

Autorka/Autor:asty,mart//now

Źródło: TVN24, PAP

Tagi:
Raporty: