Zniszczenia są ogromne, jak po wojnie. To apokalipsa - powiedział w TVN24 Paweł Frątczak, rzecznik Komendanta Głównego Straży Pożarnej, podsumowując straty po powodzi w Bogatyni. Zapewnił jednak, że nie zabraknie ratowników, by usuwać straty.
Najbardziej dramatyczna sytuacja - jak powiedział Paweł Frątczak, rzecznik Komendanta Głównego Straży Pożarnej - jest w Zgorzelcu i Bogatyni, do której można dojechać tylko od strony Czech, jest jednak ona zarezerwowana wyłącznie dla służb ratunkowych. W części domów w Bogatyni został już przywrócony prąd, nadal nie ma jednak wody.
- Będziemy się skupiać na jej dowożeniu i dostarczać żywność - powiedział Frątczak.
Na zalanych terenach pracuje tysiąc strażaków z Dolnego Śląska, Opolszczyzny, Śląska, Wielkopolski i Małopolski. Służby ratownicze pracują nad zabezpieczeniem elektrowni Turów. To właśnie tam niedaleko zakładów pękła zapora na zbiorniku retencyjnym.
Najwięcej pracy strażacy będą jednak mieli przy usuwaniu szkód wyrządzonych przez wodę. - Są ogromne. To apokalipsa - ocenił Frątczak. I podkreślił, że zniszczona jest cała infrastruktura, wiele budynków. - Będziemy je dziś przeszukiwać. Zdajemy sobie sprawę, że każdy chce wrócić do domu, a niektóre z nich mogą się zawalić - powiedział Frątczak.
"Najważniejsze jest bezpieczeństwo"
Strażacy mają też zabezpieczać budynki, które uległy częściowemu zawaleniu, wypompowywać wodę. - Na miejscu nie brakuje ratowników. Systematycznie się wymieniają i będą jeszcze w stanie długo pracować - podkreślił Frątczak.
Rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak: - Mamy sprzęt, mamy wojsko. Wszystkie służby, które niosą pomoc są na miejscu. Pomagamy mieszkańcom, bo dzisiaj najważniejsze jest ich bezpieczeństwo. Oczywiście przyjdzie też moment na szacowanie strat. Zdajemy sobie sprawę, że będą one duże.
Na razie - jej zdaniem - nie ma jednak potrzeby, by wprowadzać stan klęski żywiołowej.
mac/fac
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/internautka Agnieszka