- Jak można było potraktować chorego człowieka jak zwykłego pijaka? - zastanawia się oburzona rodzina Tadeusza Pawełczaka. Skarżą się, że zmarł, bo lekarze szpitala miejskiego w Szczecinie nie udzielili mu właściwej pomocy. Sprawa trafiła już do prokuratury
Mężczyzna został znaleziony nieprzytomny na swojej działce. Natychmiast przewieziono go do szpitala. Tam trafił pod opiekę lekarzy, którzy zobaczyli w nim alkoholika, a nie wymagającego natychmiastowej hospitalizacji chorego.
Kroplówka załatwi sprawę
- Jak można było tak potraktować człowieka, który chwilę wcześniej trafił do szpitala za pomocą karetki reanimacyjnej? - zastanawia się syn zmarłego, Dariusz Pawełczak - nie zostały mu zapewnione podstawowe sprawy, takie jak łóżko, czy czysta bielizna.
Lekarze zapewniali pana Dariusza, że ojciec nie choruje, że do trzeźwości przywróci go kroplówka.
- Był to pacjent uzależniony od alkoholu, który trafił do nas w bardzo złym stanie higienicznym - odpiera zarzuty doktor Maria Jaroszyńska ze szpitala miejskiego w Szczecinie - Nie znaleźliśmy powodów, by znalazł się na oddziale chorób wewnętrznych.
Zabrakło jednej ulicy
Pan Tadeusz spędził noc na izbie przyjęć. Jego stan pogorszył się tak, że rano nie poznał własnego syna. Mimo to lekarze zdecydowali się przetransportować chorego do szpitala psychiatrycznego na oddział alkoholików. Kierowca karetki nie zgodził się jednak przewieźć pana Tadeusza bez obecności sanitariusza.
- Przez 23 lata pracy w pogotowiu zmarło mi parę osób w karetce. A przy tych nagonkach, po co mi to? - tłumaczył reporterce kierowca karetki.
Po kilku godzinach oczekiwania na transport, ambulans z sanitariuszem podjechał i ruszył z chorym do drugiego szpitala. Niestety, za późno. Pan Tadeusz zmarł w drodze.
- Zabrakło dokładnie jednej ulicy - wyznaje rozżalony syn zmarłego, który nie może się pogodzić z tym, jak został potraktowany jego ojciec. Sprawa trafiła do prokuratury.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24