Pięć tysięcy zł - tyle kosztuje jedna dawka leku, który ratuje życie wcześniakom. Dzieci mogą umrzeć, jeśli nie dostaną go na czas. Niestety, lek nie jest refundowany. Lekarze rozkładają ręce, wymieniają się pismami z NFZ, a rodzicom każą kupować medykament. Ci zbierają pieniądze i kupują, bo życie ich dzieci jest zagrożone.
Rocznie w Polsce przychodzi na świat kilkaset wcześniaków, wiele z nich waży niespełna kilogram. Są narażone na setki zarazków. Jednym z najbardziej niebezpiecznych jest wirus oddechowy. Można maluchy przed nim uchronić, podając lek o nazwie Synagis. Działa on podobnie jak szczepionka. Choć lek w wielu przypadkach ratuje życie, nie jest refundowany. Rodzice wcześniaków sami muszą płacić za bardzo drogą kurację. Tak było z Martynką Kąder.
Urodziła się 3 miesiące za wcześnie
Martynka urodziła się w dwudziestym piątym tygodniu ciąży, trzy miesiące za wcześnie. Była niewiele większa od dłoni, ważyła nieco ponad siedemset gramów. Lekarzom udało się wygrać ciężką walkę o jej życie. Po trzech miesiącach spędzonych w szpitalu, Martynka została wypisana do domu. Od tego czasu jej życiu miało już nic nie zagrażać, jednak stało się inaczej. - Po trzech tygodniach dostała zapalenia płuc, przestała oddychać. Karetką ją zawieźli do szpitala - mówi Estera Kader, mama Martynki. Wówczas od lekarzy rodzice usłyszeli diagnozę, którą często słyszą rodzice innych wcześniaków: dziecko cierpi na groźną dysplazję oskrzelowo-płucną. Może pomóc tylko jeden lek.
Mógłby ocalić życie
- Ten lek może uchronić wcześniaki przed kalectwem, a niektóre z nich nawet przed śmiercią - mówi prof. Ewa Helwich, krajowy konsultant ds. neonatologii. Jednak mimo walki lekarzy trwającej już ponad osiem lat, lek nadal nie jest refundowany przez NFZ. Wszystko przez Urzędników Agencji Rozwoju Technologii Medycznej, którzy podjęli taką decyzję. W ich ocenie lek jest za drogi. Dla rodziców chorych dzieci urzędnicza decyzja jest wyrokiem wydanym na ich pociechy. Aby ratować życie dzieci, sami więc zdobywają pieniądze potrzebne na kupno Synagisu. Łatwo nie jest, dawka leku kosztuje 5 tysięcy złotych, a w ciągu sezonu chore dziecko potrzebuje takich dawek kilka. Mimo to rodzice nie tracą nadziei i z pomocą bliskich osób zbierają na kolejną dawkę, by ratować życie swoich dzieci.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24