Start pod Giewontem, meta pod Pomnikiem Syreny. Trzy środki lokomocji, trzech reporterów "Czarno na Białym" i zakład - ostatni w Warszawie umyje limuzynę Cezarego Grabarczyka. Zwycięzca okazał się zaskakujący. Ale czy świadczy to na korzyść ministra infrastruktury?
Wyścig startuje w niedzielę po długim weekendzie "Trzech Króli" punktualnie o godz. 11.13. Tomasz Sekielski wsiada do pociągu relacji Zakopane-Warszawa. Wojciech Bojanowski z nartami na plecach biegnie do autobusu, który zawiezie go do Krakowa, stamtąd samolotem poleci na Okęcie. Maciej Warsiński wsiada do ciepłego samochodu, bagaże mu nie ciążą - leżą w bagażniku. Nie spieszy się, przed wyjazdem kupuje jeszcze oscypki.
Wąskie gardło "zakopianki"
To był jego błąd, bo na osławionej "zakopiance" utknie w korku. Bojanowski miał więcej szczęścia, bo jego autobus wyjechał wcześniej i ominął zatory, jakie się tworzą przed Rabką. Ale o 12.05 niespodziewanym liderem był pociąg, choć na trasie Zakopane-Kraków jeżdżą one wyjątkowo wolno.
Za Rabką pociąg odbija w kierunku Suchej Beskidzkiej nadkładając drogi. Samochody natomiast wjeżdżają na równą, dwupasmową drogę do samego Krakowa, nie dziwi więc, że pierwszy Wawel ogląda Bojanowski. Krótko po godz. 14 odpoczywa na hamaku wiszącym nad płytą Rynku Głównego. Samolot ma dopiero po godz. 17.
Do Krakowa przed Sekielskim dociera nawet Warsiński, któremu udało się przeskoczyć Zakopiankę.
Punkt zwrotny
Z tym, że Kraków jest punktem kluczowym w tym wyścigu. Pociąg Sekielskiego po minięciu Dworca Głównego zamienia się z wolnego, kluczącego po górskich serpentynach pociągu, w super-szybką (jak na polskie warunki) "strzałę" Intercity. Podróż do stolicy zajmuje już tylko nieco ponad 2,5 godziny, ale za nagłe przyspieszenie musi zapłacić utratą komfortu. Wagony zapełniają się po brzegi, ludzie siedzą w przejściu na podłodze i skarżą się, że wozi się ich jak zwierzęta. Dojść do toalety nie sposób.
Warsiński za to załamuje ręce, bo choć niedziela, to przedarcie się przez zakorkowane centrum (najkrótsza droga przez miasto) i wylotówkę na Warszawę jest prawdziwą przeprawą. Bojanowski bez stresu szynobusem jedzie na podkrakowskie Balice i tam wsiada w samolot.
Tu małe zaskoczenie - bo to nie odrzutowiec, ale mniejszy samolot turbośmigłowy - mimo to najszybszy z wszystkich środków lokomocji. O 18.05 jako ostatni pasażer czeka w Warszawie na swój bagaż - narty i kijki.
W pogoni za Syrenką
To duże opóźnienie i Sekielski niespodziewanie wysuwa się na prowadzenie. Z ponad półgodzinnym opóźnieniem dojeżdża na Dworzec Centralny, stamtąd do Syrenki przy Moście Świętkorzyskim nie jest już tak daleko. Po krótkiej podróży autobusem o 18.50 jest u celu. Pierwszy.
Bojanowski z Okęcia nad Wisłę ma znacznie dalej. Też jedzie autobusem, i po wspaniałym finiszu dobiega do Syrenki jako drugi. Warsiński szuka miejsca parkingowego i tylko dlatego zjawia się tam dwie minuty później. To jemu przypadnie zaszczyt umycia ministerialnej limuzyny.
Podróż w każdym wypadku trwała około 8 godzin. Najszybszy był pociąg, ale wydaje się, że tylko dlatego, że Sekielski podróżował na jednej z najszybszych tras w Polsce. Przejazd z Krakowa do Warszawy to 2 godziny 35 minut. Czy poradziłby sobie równie dobrze, gdyby jechał z Wrocławia do Warszawy (minimum 5 godz. 14 min) czy na wiecznie remontowanym odcinku Gdańsk-Warszawa (około 5 godzin)?
Źródło: TVN24, tvn24.pl