Opiekują się czteroletnim Wiktorem, ale kilkumiesięczny Artur został im odebrany. Sąd uznał, ze lepiej niż u dziadków będzie mu w domu dziecka. - Chłopca trzeba szybko stamtąd zabrać, bo to miejsce tylko na przetrwanie fizyczne - twierdzą psychologowie
Dziadkowie nie mogą pogodzić się z decyzją sądu, która odebrała im prawa do opieki nad kilkumiesięcznym Arturem. Dziecko trafiło do nich zaraz po urodzeniu. Ich 26-letnia córka, która już kilka razy miała konflikt z prawem, nie miała ochoty nim się zajmować. Dziadkowie chcieli więc zostać rodziną zastępczą. - Małżonka się zachowywała jak matka, ja też, gdy przytuliłem to dziecko, to nie było nic innego. Wiedziałem, że go nie oddam – wspomina Henryk Pieczenia.
Sąd jednak dziecko odebrał. Co więcej, zrobiła to ta sama sędzia, która wcześniej orzekła, że państwo Pieczenia mogą być rodziną zastępczą dla 4-letniego dziś Wiktora. Sąd twierdzi, że kierował się tylko dobrem dziecka. - Małe dziecko w przedziale do 3 miesięcy nie ma takiego kontaktu ze światem zewnętrznym i dla niego przeniesienie do innego środowiska nie jest tak traumatyzujące – wyjaśnia rzecznik sądu.
Ale dla dziadków i Wiktora było. - Mam do sędzi ogromny żal. Jestem ciekawa, czy jeśli to byłby jej wnuczek, czy też tak samo chciałaby zabrać to dziecko – mówi Kamila Pieczenia. Tym bardziej, że odebranie dziecka, jak mówią dziadkowie, odbyło się bez wyroku sądu. Ten zapadł w grudniu, a małego Artura zabrano w sierpniu - w dodatku podczas rozprawy przyznającej im prawo do bycia rodziną zastepczą dla starszego wnuka
"Wyrywanie dziecka, awantura, krzyki"
- Wpada policja, trzech mundurowych, lekarka z pogotowia i zaczęło się: wyrywanie dziecka, awantura, krzyki – wspomina pan Henryk. Rzecznik praw dziecka nie ma wątpliwości: jeśli potwierdzą się informacje dziadków, to trzeba będzie wyciągnąć konsekwencje. I obiecuje, ze sprawą się zajmie. - Żadne odebranie nie powinno być brutalne i nie powinno dochodzić do takiej sytuacji, że jedna czy druga strona czują się pokrzywdzone - stwierdził Marek Michalak.
Państwo Pieczenia czują się pokrzywdzeni nie tylko tym, w jaki sposób odebrano im dziecko, ale także uzasadnieniem wyroku. Sąd uznał, że są za starzy, by opiekować się niemowlakiem, mają psa i mieli kłopoty zdrowotne. Pani Kamila rzeczywiście jest po wylewie i ma częściowo sparaliżowaną twarz, ale do pracy wróciła. Ale sądu to nie przekonało.
Dziadkowie walczą
Psychologów za to nie przekonują argumenty sądu. - To młodsze dziecko powinno jak najszybciej wrócić do dziadków, bo to miejsce, w którym obecnie przebywa, jest niewychowawcze i nierozwojowe. To tylko miejsce na przetrwanie fizyczne – apeluje Anna Miżyńska.
Dziadkowie mówią, ze nie zrezygnują. Tym bardziej, że w przypadku pierwszego wnuczka stanęli na wysokości zadania. W opinii wystawionej przez dyrektorkę przedszkola, do którego chodzi Wiktor, czytamy: "chłopiec jest zawsze zadbany, czysty, raczej zdyscyplinowany, odnajdujący się w ramach kontaktów społecznych i towarzyskich. Można stwierdzić, że rozwój społeczny chłopca jest na typowym etapie”.
Najbliższa rozprawa już w marcu, w sądzie apelacyjnym.
Źródło: tvn24