- W rejonie, w którym w środę zauważono tajemnicze zwierzę przypominające wyglądem pumę, lwa albo tygrysa zraniony został mój pies - mówi TVN24 Stanisław Trzop, myśliwy, który w podkrakowskich lasach był kilka dni temu na polowaniu. Tymczasem obława na tajemniczego kota trwa, a eksperci przestrzegają: im więcej ludzi tym się interesuje, tym gorzej.
W środę wiadomość o dzikim zwierzu biegającym wolno zelektryzowała naszych internautów i widzów TVN24: pod Krakowem grasuje duże zwierzę, które przypomina wyglądem pumę albo lwa. Potwierdził to amatorski film nakręcony przez jednego z widzów, na którym widać jak duży kot przechadza się po łąkach, - W kłębie ma 50-60 cm, gabarytami przewyższa psa i zwykłego kota. Ma barwę płowo-rudą z białą stroną brzuszną - tłumaczyła chwilę potem na antenie TVN24 Anna Zbroja z zespołu prasowego małopolskiej policji.
Co grasuje pod Krakowem? Wciąż nie wiadomo. Akcja, w której bierze udział kilkudziesięciu funkcjonariuszy i helikopter trwa, a policja przestrzega, by w rejonie gdzie może przebywać poszukiwany dziki kot zachować szczególną ostrożność.
Co zobaczył pies?
Tymczasem w całej sprawie pojawił się nowy wątek. Według Stanisława Trzopa, myśliwego, który w miniony weekend był w podkrakowskich lasach na polowaniu, poszukiwane zwierzę mogło zranić jego psa. - Było jakoś po ósmej. Nagle pies coś wyczuł i się zerwał. Chwilę potem usłyszeliśmy niespotykany odgłos i kiedy pies wrócił był bardzo pokiereszowany. Miał pogryzioną nogę i rany kłute na ciele. Zawieźliśmy go od razu do weterynarza, żyje - relacjonuje myśliwy. Według niego, pies mógł spotkać na swojej drodze właśnie poszukiwane przez policję zwierzę, bo do całej sytuacji doszło dokładnie w miejscu, w którym było ono widziane.
Gdyby spotkał poszukiwanego kota...
Tej tezie wiary nie dają jednak specjaliści. Zdaniem Antoniego Gucwińskiego, wieloletniego dyrektora ogrodu zoologicznego we Wrocławiu, gdyby pies pana Stanisława spotkał się z poszukiwanym kotem "zostałyby z niego strzępy". - To mógł być szop pracz, albo lis, ale na pewno nie tak duże zwierzę - podkreśla.
Ostrożnie!
W czwartek rano akcja poszukiwawcza została wznowiona. Jest ona bardzo intensywna, co jednak zdaniem Gucwińskiego jest bardziej szkodliwe niż pomocne. - Im więcej ludzi się tym zwierzęciem interesuje, tym gorzej - dla nas i dla niego. Poszukiwaniami powinna zająć się mała grupa osób, która spokojnie mogłaby badać ślady - zaznacza dyrektor i przestrzega okolicznych mieszkańców: - Proszę być ostrożnym i proszę zostawić to zwierzę w spokoju. Widać, że ono jest oswojone z człowiekiem i że się nie boi. W sytuacji zagrożenia nie zawaha się zaatakować. Helikopter może prowokować zwierzę do ataku
Z Gucwińskim zgadza się Andrzej Kłosiński,weterynarz behawiorysta, który podkreśla, że to właśnie tłum, okrzyki i helikopter to rzeczy, które w największym stopniu mogą sprowokować zwierzę do ataku. - Szansa odnalezienia jakiegoś tropu w sytuacji, gdy tak wielu ludzi się tym zajmuje jest dużo mniejsza niż wtedy gdyby grupa poszukiwawcza była mniejsza - zaznacza. A co zrobić, gdy grasującego w Małopolsce kota spotka się już na swojej drodze? - Najlepiej spokojnie odejść, wycofać się, w żadnym razie nie panikować - radzi.
Łatwo powiedzieć...
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24