Policja ma związane ręce w walce z dopalaczami. Funkcjonariusze, gdy podejrzewają kogoś o produkcję lub handel dopalaczami, nie mogą dziś np. założyć mu podsłuchu. Jak przełamać ten paraliż, zastanawiali się w środę minister Michał Boni, wiceszef MSWiA Adam Rapacki oraz komendant główny policji - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Jak pisze gazeta, problem paradoksalnie zaczął się z wejściem w życie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Zakłada ona, że "wytwarzanie i wprowadzanie do obrotu" będzie ścigane na podstawie prawa administracyjnego, a za handel i wytwarzanie niebezpiecznych dopalaczy grozi jedynie pieniężna kara, a nie więzienie.
Policjant albo pewien albo ryzykuje przekroczenie uprawnień
Nowe prawo skrępowało jednak ręce służbom - m.in. policji i ABW. Policjanci swoje czynności mogą prowadzić bowiem jedynie wobec przestępstw i wykroczeń. - Nie mają prawa prowadzić pracy operacyjnej wobec deliktu administracyjnego - relacjonuje "DGP" urzędnik, który był na środowej naradzie.
Oznacza to, że jeśli policjant usłyszy od tajnego współpracownika, że znany mafioso inwestuje w transport dopalaczy, nie może nic zrobić - ani zweryfikować informacji podczas dalszych „sprawdzeń operacyjnych” ani np. wnioskować do prokuratury i sądu o włączenie podsłuchu.
- Takie działania mogę podjąć, tylko mając pewność, że w tych dopalaczach będą substancje uznane za zakazane w rozporządzeniu do ustawy. Mogę zaryzykować i rozpocząć działania operacyjne, ale ze świadomością, że narażam się na zarzut karny przekroczenia uprawnień - wyjaśnia funkcjonariusz jednej z komend wojewódzkich.
nsz//gak
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: TVN24