- O Jezu dziecko umiera, nie oddycha. Szybko przyślijcie pogotowie. - krzyczy do słuchawki zdenerwowana kobieta, która w piątek ok. godz. 18 dodzwoniła się do oficera dyżurnego białostockiej straży pożarnej. Ten, nie zwlekając ani chwili tłumaczy jej, jak udzielić pierwszej pomocy. Historia kończy się szczęśliwie, ale cały dramatyzm zachował się w jej nagraniu. W niedzielę opowiadają o niej koledzy bohaterskiego strażaka, ale w poniedziałek opowie o niej osobiście.
Na nagraniu słychać kobietę w panice. Krzyczy, płacze, nie wie co robić. Relacjonuje, że dziecko leży na łóżku, nie oddycha i ma sine usta. W tle słychać też głos mężczyzny. - Przyślijcie pogotowie. Dziecko umiera - krzyczała do słuchawki kobieta. - Spokojnie, bo nie wiem dokąd. Niech pani mi powie, bo nic nie rozumiem - odpowiada dyżurny. Po chwili okazuje się, że nie oddycha czteroletnie dziecko.
"Położyło się spać i zaczęło tracić przytomność"
- Udrożnić proszę drogi oddechowe. Odchylić głowę do tyłu i wykonać oddechy - instruuje strażak i dodaje: "spokojnie, pogotowie już jest powiadamiane". - Ile razy klatkę uciskać? - pyta już spokojniejszym głosem kobieta. - Proszę uciskać 30 razy i (zrobić) dwa wdechy - odpowiada mężczyzna.
- Niech mi pani spokojnie powie co się stało. To był wypadek? Czy dziecko upadło i przestało oddychać - dopytywał dyżurny. - Nie, miało biegunkę i wymioty - poinformowała kobieta i natychmiast dodała: "szybko, bo dziecko umiera". - Pogotowie jest już w drodze. Proszę prowadzić resuscytację - uspokaja i przypomina mężczyzna, a tle słychać, jak inna osoba odlicza uciski.
- Czekaj, on już oddycha chyba - zwraca się do tej osoby kobieta. - Spokojnie, bo nie wiem co się dzieje - mówi dyżurny, a kobieta odpowiada mu, że dziecko, gdy położyło się spać nagle zaczęło tracić przytomność, a jego usta zaczęły się robić sine.
- Dziecko leży teraz na łóżku, czy na podłodze? Musi być na czymś twardym - stwierdza strażak, a kobieta przekazuje swojemu towarzyszowi polecenia dyżurnego. - Oddycha? - upewnia się strażak. - Oddycha - potwierdza kobieta.
- Proszę pilnować, by dziecko oddychało. Odchylić głowę i pilnować oddechu - zastrzegł strażak.
Opanowanie i spokój
Dzięki pomocy strażaka dziecko odzyskało przytomność. Wezwana wcześniej karetka zabrała malucha do Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Jego stan jest dobry.
Bohaterskim strażakiem okazał się starszy ogniomistrz Krzysztof Zahorowski. - Krzysiek jak zawsze spokojnym głosem odbiera ten telefon. Słyszy zdenerwowany, spanikowany głos kobiety, która dodzwoniła się do straży zamiast do pogotowia ratunkowego. Swoim spokojem opanowuje sytuację i po kolei tłumaczy, co trzeba zrobić. Dzięki jego opanowaniu kobieta mogła przekazać informację mężowi, który prowadził resuscytację - mówił reporterowi TVN24 rzecznik straży pożarnej w Białymstoku Paweł Ostrowski.
Jak dodaje rzecznik, bywa, że ludzie przez pomyłkę do starzy zamiast na pogotowie, ale tak poważnego przypadku jeszcze nie zna. Przyznaje, że w straży nie ma szkoleń, jak reagować w takich przypadkach, o kobieta miała szczęście, że trafiła na ogniomistrza Zahorowskiego. - Krzysiek jest na codzień spokojny. Myślę, że bardziej zdenerwowany był już później - mówi. Dodaje, że w niedzielę dzielny ogniomistrz chciał mieć trochę spokoju, ale w poniedziałek przychodzi na służbę i na pewno porozmawia z mediami. - Ale myślę, że będzie to dla niego większy stres, niż ten telefon - żartuje Ostrowski.
Ekipa i kamera poniedziałkowego "Poranka TVN24" będzie na niego czekać.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24