Stołeczna prokuratura apelacyjna prześwietla nieprawidłowości, które doprowadziły do upadku Spółdzielczego Banku z Wołomina. Suma strat może sięgnąć 4 mld złotych - wynika z nieoficjalnych informacji tvn24.pl.
Komisja Nadzoru Finansowego chce, by sąd ogłosił pierwszą od 15 lat upadłość w polskim sektorze bankowym. Chodzi o największy spółdzielczy bank w kraju - Spółdzielczy Bank Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie. Klienci już widzą efekty - dostęp do ich kont został zablokowany.
Gwarancje Funduszu
Wkłady klientów - do wartości 100 tys. euro - są jednak gwarantowane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG). Zgodnie z prawem wypłaty dla klientów powinny ruszyć w 20 dni od złożenia wniosku.
- Największy ciężar spadnie na BFG. Eksperci szacują, że chodzi o kwotę 2 mld - mówi nasz rozmówca, który zastrzega anonimowość. Jednak cała suma strat może się podwoić - poniosą ją udziałowcy, ale także inne banki. Nim jednak Komisja Nadzoru Finansowego zwróciła się do sądu o ogłoszenie upadłości banku, wcześniej poinformowała o nieprawidłowościach prokuraturę.
- Prowadzimy śledztwo w tej sprawie, mamy już wstępne ustalenia. Ale dopiero teraz ruszy ono pełną mocą - usłyszeliśmy dzisiaj w warszawskiej prokuraturze apelacyjnej.
Jak tłumaczą prokuratorzy, do momentu ogłoszenia upadłości banku wszelkie straty finansowe były wyłącznie "hipotetyczne". - Zarząd komisaryczny banku, który ustanowiła KNF, prowadził postępowanie naprawcze. Nie mogliśmy znać jego skutków, nie mieliśmy także pełnego dostępu do dokumentacji - wyjaśnia śledczy znający sprawę.
KNF: winni spółdzielcy
Z oficjalnego komunikatu KNF wynika, że największą winę ponosi poprzedni zarząd banku i rada nadzorcza. W sprawozdaniach kierowanych do komisji mieli ukrywać dramatyczną sytuację finansową tego największego spółdzielczego banku. Dopiero wprowadzenie zarządu komisarycznego (w sierpniu) ujawniło skalę nieprawidłowości.
"Bilans banku wskazywał na dzień 10 sierpnia 2015 ujemne kapitały własne oraz odpisy na należności od sektora niefinansowego w wysokości 1,44 mld złotych (wartość wszystkich należności 2,8 mld)" - napisali urzędnicy KNF.
W dalszej części oświadczenia KNF wskazuje jako winnych również system banków spółdzielczych - dlatego że wołomiński bank podlegał nadzorowi Banku Polskiej Spółdzielczości.
"BPS nie wnioskował do KNF o zastosowanie środków nadzorczych. Po ustanowieniu zarządu komisarycznego zarówno bank zrzeszający, jak i będąca ciałem opiniodawczym rada zrzeszenia konsekwentnie odmawiały Bankowi Spółdzielczemu wsparcia restrukturyzacji. Ponadto niewystarczająca okazała się kontrola właścicielska" - napisali urzędnicy KNF.
Dziurawy nadzór KNF?
Banki spółdzielcze często bywają mylone z systemem kas SKOK, choć w rzeczywistości nie mają z nimi nic wspólnego. Od zawsze znajdują się również pod kontrolą Komisji Nadzoru Finansowego.
Pierwsze sygnały o poważnych nieprawidłowościach dotarły do naszej redakcji w sierpniu i natychmiast skierowaliśmy serię pytań do KNF. Nim przyszła odpowiedź, KNF podjęła decyzję o wprowadzeniu zarządu komisarycznego do Banku Spółdzielczego. Teraz prokuratura będzie musiała sprawdzić sposób nadzoru nad tym bankiem od strony Komisji Nadzoru Finansowego.
Posłanka PO: nie ma zagrożenia
Gdy pisaliśmy w sierpniu tekst o trudnej sytuacji wołomińskiego banku, rozmawialiśmy także z posłanką Platformy Obywatelskiej Krystyną Skowrońską, która pełniła funkcję przewodniczącej rady nadzorczej Banku Polskiej Spółdzielczości. Zapytaliśmy ją, czy nie ma zagrożenia, że banki spółdzielcze podzielą los upadających SKOK-ów.
- Myślę, że nie ma takiego zagrożenia. Banki spółdzielcze mają przynajmniej dwukrotnie lepsze współczynniki niż kasy, co z pewnością potwierdzi KNF - deklarowała wówczas posłanka Skowrońska.
Autor: Robert Zieliński / Źródło: tvn24.pl