SLD ma problemy finansowe. Poza długami z kampanii wyborczych, mniejszą dotacją, ma też kłopot ze sprzedażą siedziby przy Rozbrat w Warszawie, co miało podreperować budżet partii. Klient, który chciał kupić siedzibę SLD, zrezygnował - informuje dziś "Rzeczpospolita".
Pod koniec grudnia poinformowano, że siedziba miała zostać sprzedana za kwotę 44 mln zł. Tuż przed finalizacją transakcji, potencjalny nabywca jednak się wycofał.
Zła lokalizacja czy zagrywka?
Jeśli chodzi o przyczyny odwołania zakupu - wersje są dwie. Jedna mówi, że inwestor zrezygnował m.in. z powodu niekorzystnej lokalizacji. W rejonie siedziby SLD jest mało miejsc parkingowych, a ponadto wszystkie są w strefie płatnego parkowania.
Według drugiej wersji, nabywca wiedząc o kłopotach finansowych partii, postanowił zaczekać na obniżkę ceny. Być może nawet do 30 mln zł.
Tomasz Kalita, rzecznik SLD, pytany o kłopoty ze sprzedażą kamienicy, odpowiada: – Z tego, co wiem, sprawa nie jest jeszcze przesądzona, ciągle toczą się negocjacje, a poza tym mamy jeszcze drugiego kupca w odwodzie.
Bez telefonu i benzyny
SLD jest obecnie w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Kilkudziesięciomilionowy zastrzyk ze sprzedaży siedziby oddalił się w bliżej nieokreśloną przyszłość. Partia nie będzie więc mogła szybko spłacić długów z kampanii samorządowej i prezydenckiej.
Poza tym, dostanie o połowę niższą niż w ub. roku dotację z budżetu państwa, a w perspektywie ma jeszcze jesienną kampanię przed wyborami parlamentarnymi.
Według "Rz", w najbliższym czasie w Sojuszu szykują się duże zwolnienia pracowników etatowych, obniżki pensji i dodatków. Ograniczenia mają dotknąć także zarząd, który zostanie pozbawiony ryczałtów na telefony i paliwo.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24