Psycholog szkolny o "kozie"
"Koza" to nazwa robocza, wymyślona przekornie przez rodziców. Chodzi o dodatkowe zajęcia po lekcjach dla uczniów, którzy kilka razy z rzędu nie odrobili zadania domowego, wagarowali albo z innych przyczyn nie przyszli do szkoły.
Dyrektor gimnazjum nr 3 Elżbieta Kudaj musiała uzyskać zgodę rodziców na taki „program edukacyjno-wychowawczy”. Zwołała zebranie i rodzice zgodzili się jednomyślnie.
Dyrektor gimnazjum nr 3 w Bełchatowie
Program doskonale się sprawdza już od 3 miesięcy.
Uczniowie nie boją się przyznać, że to lubią
Uczniowie na początku mieli negatywne nastawienie do tego pomysłu. Teraz nawet zgłaszają się sami. Dyrektorka szkoły uważa, że dzieci dostrzegły w tych zajęciach korzyść dla siebie.
– Na samym początku uczniowie traktowali to jako rodzaj przymusu, jako karę. W tej chwili od drugiego semestru sami zapisują się na takie zajęcia. Nie wszyscy, ale ci, którzy uzyskali pozytywne efekty wiedzą, że to jest dla nich szansa na dobre wyniki w nauce – twierdzi dyrektor Kudaj.
– Na lekcji jest 30 osób, nie każdy ma odwagę zapytać o to, czego nie rozumie – mówi szkolna psycholog, Karolina Wejchenig-Wojciechowska. W "kozie" siedzi kilka osób, łatwiej jest porozmawiać o trudnościach. Jak zaobserwowała, uczniowie cenią też kontakt z nauczycielem, swobodniejszy niż w czasie lekcji, oraz to, że w kozie naucza inny nauczyciel niż ten, z którym mają styczność na co dzień.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24