Sami pchają się do "kozy"

Dyrektorka gimnazjum z listą chętnych do "kozy"
Dyrektorka gimnazjum z listą chętnych do "kozy"
Źródło: TVN24
W gimnazjum w Bełchatowie wprowadzono "kozę" dla uczniów, bo dyrektorka szkoły była niezadowolona ze słabych wyników swoich podopiecznych. Ku zaskoczeniu wszystkich, uczniowie chętnie chodzą do "kozy".
Psycholog szkolny o "kozie"

Psycholog szkolny o "kozie"

"Koza" to nazwa robocza, wymyślona przekornie przez rodziców. Chodzi o dodatkowe zajęcia po lekcjach dla uczniów, którzy kilka razy z rzędu nie odrobili zadania domowego, wagarowali albo z innych przyczyn nie przyszli do szkoły.

Dyrektor gimnazjum nr 3 Elżbieta Kudaj musiała uzyskać zgodę rodziców na taki „program edukacyjno-wychowawczy”. Zwołała zebranie i rodzice zgodzili się jednomyślnie.

Dyrektor gimnazjum nr 3 w Bełchatowie

Dyrektor gimnazjum nr 3 w Bełchatowie

Program doskonale się sprawdza już od 3 miesięcy.

Uczniowie nie boją się przyznać, że to lubią

Uczniowie na początku mieli negatywne nastawienie do tego pomysłu. Teraz nawet zgłaszają się sami. Dyrektorka szkoły uważa, że dzieci dostrzegły w tych zajęciach korzyść dla siebie.

– Na samym początku uczniowie traktowali to jako rodzaj przymusu, jako karę. W tej chwili od drugiego semestru sami zapisują się na takie zajęcia. Nie wszyscy, ale ci, którzy uzyskali pozytywne efekty wiedzą, że to jest dla nich szansa na dobre wyniki w nauce – twierdzi dyrektor Kudaj.

– Na lekcji jest 30 osób, nie każdy ma odwagę zapytać o to, czego nie rozumie – mówi szkolna psycholog, Karolina Wejchenig-Wojciechowska. W "kozie" siedzi kilka osób, łatwiej jest porozmawiać o trudnościach. Jak zaobserwowała, uczniowie cenią też kontakt z nauczycielem, swobodniejszy niż w czasie lekcji, oraz to, że w kozie naucza inny nauczyciel niż ten, z którym mają styczność na co dzień.

Źródło: tvn24

Czytaj także: