Sąd wojskowy w Poznaniu zdecyduje dziś, czy żołnierze, którzy zabili cywili w Afganistanie, trafią do aresztu tymczasowego. Przed prokuraturę wojskową zjeżdżają tymczasem rodziny żołnierzy.
Przesłuchania oskarżonych żołnierzy, którzy ostrzelali wioskę Nangar Khel, zostały wznowione ok. 12. W środę sędziowie rozpoczęli badanie akt, jednak z uwagi na obszerność sprawy nie zdążyli wykonać wszystkich czynności. Według zapowiedzi, każdy z żołnierzy będzie przesłuchany przez sędziów. Grozi im nawet dożywocie.
A jednak nagrali W mediach pojawiły się informacje, że żołnierze zaraz po ostrzelaniu wioski mieli do niej wejść aby "chełpić" się swoim czynem i nagrać wszystko na taśmę. Prokuratura odmówiła komentarza, a Ministerstwo Obrony Narodowej nie potwierdza tych informacji. Z informacji, jakie przekazał w czwartek adwokat żołnierzy wynika jednak, że to nie żołnierze nagrywali akcję. Video mieli nakręcić przedstawiciele żandarmerii wojskowej, który przybyli na oględziny miejsca tragedii.
Co się wydarzyło w Nangar Khel?
Co właściwie wydarzyło się w Afganistanie? Według jednej z wersji przedstawianej przez media, 16 sierpnia polski patrol wjechał na minę koło 30 kilometrów od bazy w Wazi Kwa. Wybuch uszkodził dwa wozy, a unieruchomioną kolumnę z pobliskich wzgórz ostrzelali talibowie. Polacy odpowiedzieli ogniem i wezwali posiłki.
Po kilku godzinach na miejsce dotarł pluton szturmowy komandosów z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Ruszyli w pościg za Afgańczykami. Znalezione niedaleko ostrzelanej kolumny ślady motoru doprowadziły ich do wioski Nangar Khel.
Według pierwotnie przedstawianej przez żołnierzy wersji wydarzeń – którą, jak przyznali, uzgodnili między sobą po fakcie – w wiosce przywitał ich ostrzał talibów. Polacy odpowiedzieli – najpierw ogniem karabinu maszynowego, potem strzelali z moździerza.
Jak ustaliła prokuratora, żadnych talibów nie było, a żołnierze nie byli w niebezpieczeństwie. Jednak na rozkaz dowódcy otworzyli ogień do bezbronnej wioski. Zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci. Żołnierze odpowiedzą też za okaleczenie trzech kobiet, którym potem amputowano ręce lub nogi.
Sprawa jest w czwartek na czołówkach wszystkich gazet. "Polscy żołnierze kłamali - nie bronili się przed talibami i nic im nie groziło. A jednak wycelowali moździerz i karabin w bezbronną wioskę. Zabili sześciu cywilów, w tym dwoje dzieci. Potem nagrali ofiary na wideo. O to oskarża ich prokuratura" - pisze "Gazeta Wyborcza".
Szczygło: to może być sukces dla wojska
- Wśród naszych żołnierzy znaleźli się ludzie, którzy według danych, jakimi dysponuje prokuratura, potraktowali bezmyślnie lub zbrodniczo życie cywilnej ludności. Jeśli to prawda, to wstydzę się za nich - mówi gazecie Władysław Bartoszewski. - Polacy swoim czynem splamili honor całej polskiej, a właściwie NATO-wskiej armii - wtóruje Wiesław Chrzanowski.
Natomiast zdaniem ministra obrony Aleksandra Szczygły cała sprawa może być sukcesem dla wojska. - Pokazuje, że w MON nie ukrywamy takich rzeczy, nie zamiatamy pod dywan. Tak powinno być. Inaczej nie pozbędziemy się ludzi, którzy nie powinni nosić munduru - mówi gazecie.
Matka: z bohatera chcą zrobić przestępcę
Rodziny żołnierzy nie wierzą ich w winę. - Z bohatera chcą teraz zrobić przestępcę. Przecież wiadomo, że talibowie chronią się wśród ludności cywilnej - cytuje matkę anonimowego "Osy" dziennik "Polska".
Gazeta informuje też, że minister obrony narodowej Aleksander Szczygło przyznał Andrzejowi O. - czyli właśnie "Osie" - brązowy medal "Za Zasługi dla Obronności Kraju". Andrzej O., podobnie jak 5 pozostałych oskarżonych, uczestniczył już wcześniej w innych misjach zagranicznych.
Wątpliwości co do winy oskarżonych ma też generał Marek Tomaszycki, dowódca I zmiany polskich wojsk w Afganistanie. - Wierzę w niewinność swoich żołnierzy. Ale cała sprawa powinna zostać bardzo dokładnie i do końca wyjaśniona - mówi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej"
Zadośćuczynienie dla rodzin ofiar
"Rz" twierdzi, powołując się na portal internetowy Altair, że osądzenie polskich żołnierzy w kraju było umówione już wcześniej. Miał to być jeden z elementów zadośćuczynienia przyjęty jako dowód honorowego rozwiązania przez lokalną starszyznę z Afganistanu.
Według "Naszego Dziennika" polskie wojsko w Afganistanie, "zgodnie z lokalną tradycją", zapłaciło rodzinom poszkodowanych w ataku pieniędzmi i zwierzętami hodowlanymi. Rekompensata, jak pisze "ND", "załagodziła sytuację".
Sprawcy czy... ofiary?
Polskich żołnierzy broni "Super Express". Gazeta podkreśla doświadczenie wojenne wszystkich żołnierzy pisząc: "ci żołnierze wykonywali najbardziej niebezpieczne zadania podczas wielodniowych patroli w afgańskich górach. Tropili talibów. Codziennie ryzykowali życie. Widzieli śmierć". Gazeta pyta, czy pluton działał samodzielnie, dlaczego MON poinformował o zdarzeniu tydzień po fakcie i czy charakter podejmowanych wcześniej działań mógł wpłynąć na ich zachowanie w tej sytuacji.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", "Rzeczpospolita", "Dziennik", "Polska", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24