Dostarczanie listów w trakcie Powstania Warszawskiego było rzeczą bardzo trudną i niebezpieczną. O tym, jak to się wszystko odbywało opowiedział w TVN24 jeden z najmłodszych listonoszy poczty powstańczej - Jerzy Czajkowski. Swoją pracę w Szarych Szeregach rozpoczął w wieku 12 lat.
Chłopcy z Szarych Szeregów, którzy podczas Powstania Warszawskiego przenosili listy, mieli od 12 do 15 lat - opowiadał Jerzy Czajkowski. On sam, wówczas 12-latek - jako jeden z najmłodszych harcerzy - przenosił pocztę o obrębie Śródmieścia Południowego. - Dwa razy dziennie roznosiliśmy korespondencję albo prasę powstańczą - wspominał.
A przejście przez powstańczą Warszawę nie było proste. - Nie chodziło się ulicami, tylko przy barykadzie, potem bramą, do piwnicy, w piwnicy był wybity otwór do następnego budynku - wyliczał harcerz-pocztowiec. Opłat za roznoszenie listów nie pobierano.
Jerzy Czajkowski wspomina, że jego rodzina również dostała taki list drogą powstańczej poczty, choć to nie on go przyniósł. - Matka trochę miała mi za złe, że to nie ja, bo list był od mojej starszej siostry - mówił. Jerzego Czajkowskiego do dziś ogarnia wzruszenie, gdy czyta krótką wiadomość od siostry. - "Kochana Rodzino, donoszę, że żyję..." - pisała 20-letnia wówczas Krystyna Czajkowska.
Oprócz roznoszenia poczty i prasy, harcerze pomagali również ludziom starszym, np. przynosili wodę. Mimo, że bywało ciężko, to były radosne chwile - wspominał Jerzy Czajkowski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24