- W sierpniu roku 1980 władze PRL sądziły, że będą umiały wykorzystać posiadanego na Wałęsę haka. Nie przewidziały jednak skali rewolucji - mówi prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Prezydent przyznaje, że "od początku jakoś nie polubił Wałęsy", choć "jawił mu się jako energiczny robotnik".
Lech Kaczyński udzielił gazecie wywiadu o charakterze wspomnieniowym, w związku z 30-leciem powstania Wolnych Związków Zawodowych. Obszerne fragmenty dotyczą osoby i działalności Lecha Wałęsy.
- Gdy poznałem Lecha Wałęsę, to już nie pracował w stoczni (wyrzucono go stamtąd w 1976 r.). Kiedy w 1978 roku wyrzucili go z Elektromontażu, udzielałem mu porad prawnych. Jawił się wówczas jako energiczny robotnik, który zgromadził wokół siebie sprawną grupę młodszych kolegów. Jeździli po różnych miastach, roznosili ulotki - wspomina prezydent.
"Jego styl bycia bywał niełatwy do zaakceptowania"
Choć zaznacza, że za Wałęsa nie przepadał. - Wałęsy od początku jakoś nie polubiłem. Jego styl bycia bywał niełatwy do zaakceptowania - wyznaje Lech Kaczyński. I dodaje: - Ja kultu Wałęsy nie podzielałem przez przekorność mojej duszy oraz przez to, że już wtedy niepokoiły mnie niektóre cechy jego charakteru.
Ja kultu Wałęsy nie podzielałem przez przekorność mojej duszy oraz przez to, że już wtedy niepokoiły mnie niektóre cechy jego charakteru Kaczor o wałku
"Wałęsa zarzucił agenturę Myszkowi - trafił w sedno"
Dziennikarze zapytali także: - W Gdańsku do dziś krąży opowieść o spotkaniu u Andrzeja Gwiazdy, na którym Lech Wałęsa opowiedział o incydentach ze swego życia z początku lat 70. - Nie wiem nic o takim spotkaniu. Było natomiast spotkanie, na którym podochocony alkoholem Wałęsa zarzucił agenturę Myszkowi, czym trafił, jak się później okazało, w samo sedno. Wycofał się jednak z tych oskarżeń i przeprosił Myszka. Te przeprosiny wielokrotnie sobie potem wyrzucał, bo Myszk okazał się wyjątkowo groźnym agentem - powiedział prezydent.
Według Lecha Kaczyńskiego władze PRL miały papiery nie tylko na Wałęsę: - Władza miała dowody uwikłania Jarosława Sienkiewicza, szefa strajku na Śląsku, czy Mariana Jurczyka, choć tysiące razy przysięgano, że nie był agentem SB, a przecież był. Władze sądziły, że będą umiały wykorzystać posiadanego na Wałęsę haka. Nie przewidziały jednak skali rewolucji.
"Obawiał, że będzie go to zbyt dużo politycznie kosztować"
Zdaniem prezydenta Lech Wałęsa dlatego nigdy nie chciał jednoznacznie rozstrzygnąć sprawy swoich kontaktów z SB z lat 70., "bo się obawiał, że będzie go to zbyt dużo politycznie kosztować. Wałęsa chciał być prezydentem już na początku lat 80. (...) Czy w latach 80. prowadził jakąś grę? Być może, ale czym innym jest prowadzić grę, a czym innym być agentem. Czym innym pisać sprawozdania, a czym innym wiedzieć, że jest bezpieka na świecie", mówi Lech Kaczyński.
Wałęsa chciał być prezydentem już na początku lat 80. (...) Czy w latach 80. prowadził jakąś grę? Być może, ale czym innym jest prowadzić grę, a czym innym być agentem Kaczor o wałku 2
Prezydent spekuluje, że "wpływ na Wałęsę wywierali ludzie wojskowej bezpieki, za pomocą (Mieczysława) Wachowskiego. Wykorzystano także jego głębokie przekonanie, że jeśli przeciwstawi się tym siłom, to mogą go one skompromitować. Z kolei - jeśli z nimi pójdzie, to będzie rządził Polską przez 20 lat. To był argument życia. Ale nie przesadzajmy, że w okresie rozpadu systemu Zarząd II Sztabu Generalnego WP, WSW porozumiały się z departamentami I - IV MSW i uzgodniły razem plan, jak będą rozgrywać Wałęsę. Tak nie było. Jednak splot okoliczności, jaki wpłynął na zachowanie Wałęsy po 1990 r. ciągle czeka na zbadanie", uważa Lech Kaczyński.
Źródło: Rzeczpospolita