- Udało się - to pierwsze słowa dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego Jana Ołdakowskiego po zakończeniu aukcji. Polsce udało się wylicytować za cenę wywoławczą bezcenną kolekcję powstańczej poczty polowej. - To nie tylko pamiątka, ale świadectwo, jak Polacy potrafią walczyć o wolność i ją organizować - mówił wiceminister kultury Tomasz Merta.
Dyrektor muzeum: wszystko trwało niecałą minutę
Dyrektor muzeum nie krył radości z takiego przebiegu licytacji. - Wszystko trwało niecałą minutę - opowiada Ołdakowski. - Dom aukcyjny zgodził się przesunąć termin licytacji o dwie godziny i byliśmy jedynymi kontrahentami.
Przyznaje, że sukces to wspólny wysiłek muzeum, ministerstwa kultury i sponsorów, którzy zgodzili się pokryć koszty zakupu. Ołdakowski ujawnił, że pieniądze na aukcję wyłożyły dwie firmy Telekomunikacja Polska SA i PKO BP. - To oni umożliwili nam udział w aukcji i zapewnili, że możemy licytować - dziękował poseł PiS. Poinformował, że koszty przewozu zbiorów pokryje resort kultury.
Dyrektor muzeum zdradził, że wsparcie dla muzeum oferowała także strona niemiecka. - Proponowali pomoc, gdyby doszło do jakiejś niebotycznej sumy - tłumaczył Ołdakowski. Dyrektor muzeum dziękował też mediom. - Nie udałoby się, gdyby nie wasza pomoc - mówił do dziennikarzy, uznając, że być może z powodu dużego zainteresowania mediów przyspieszono licytację.
Bartoszewski: ogromna wartość zbiorów Listy powstańcze zakupione na aukcji w Duesseldorfie to pamiątki o ogromnej wartości historycznej i emocjonalnej - ocenił uczestnik Powstania Warszawskiego Władysław Bartoszewski.
Jego zdaniem, warto było zapłacić 190 tys. euro za listy, koperty i znaczki z poczty powstańczej. - To są autentyki, wytworzone rękami ludzi, którzy wtedy żyli. Niektórzy z nich mogą nadal żyć. To bezpośrednie pamiątki tamtych czasów. To zupełnie co innego niż książka, niż wspomnienia spisane po latach - powiedział Bartoszewski.
Jak dodał, kolekcja Muzeum Powstania Warszawskiego bardzo się wzbogaci dzięki nowym eksponatom. - Jest to muzeum specjalistyczne. Dla niego oryginały listów nadawanych w czasie Powstania mają ogromną wartość. Tych listów jest więcej niż do tej pory muzeum miało w całych swoich zbiorach - podkreślił.
Bartoszewski przypomniał, ze tradycja Powstania Warszawskiego jest nadal żywa, głównie w Warszawie. - Widać to co roku w dzień Wszystkich Świętych, kiedy warszawiacy masowo odwiedzają groby powstańców na Powązkach. Świadczy o tym ponad milion osób, które odwiedziły Muzeum Powstania Warszawskiego w ciągu trzech lat, które upłynęły od jego otwarcia - mówił.
Dlatego, jego zdaniem, warto robić wszystko, aby pamięć o tamtych wydarzeniach nie zbladła. Według niego, rozumieją to także Niemcy, dlatego udało się kupić kolekcję za cenę wywoławczą. - To było na pewno przejawem dobrej woli. Wszyscy wiemy, że w biznesie bywa różnie. Mam też informację, że niemiecki rząd był gotów kupić dla nas tę kolekcję - powiedział Bartoszewski.
Będzie fundusz na przyszłe zakupy
Tymczasem Ołdakowski przyznał, że ogromny był też odzew innych instytucji i wielu osób prywatnych. Żeby wykorzystać mobilizację wokół muzeum, jaką wywołała aukcja, placówka ma zorganizować specjalny fundusz. Na jego koncie systematycznie zbierane będą pieniądze na wykup podobnych zbiorów związanych nie tylko z okresem Powstania. - Chodzi o to, żeby nigdy więcej nie powtórzyła się taka sytuacja. Żeby było nas stać na wykup cennych pamiątek - tłumaczył dyrektor muzeum, dodając że często podobne aukcje trwają zaledwie jeden dzień, co uniemożliwia szukanie sponsorów czy organizowanie zbiórek.
Jak poinformował dyrektor muzeum, już następnego dnia po tym jak zbiory zostaną przewiezione do Polski, będzie można obejrzeć je na wystawie. Wtedy pokazana zostanie cała kolekcja. Poźniej jej najcenniejsza część trafi do stałej ekspozycji.
Delegacja muzeum: czuliśmy, że się uda
W aukcji w firmie antykwarycznej w Duesseldorfie bezpośrednio uczestniczyła pracownica Muzeum Hanna Nowak-Radziejowska. - Byłam optymistką, czułam że się uda - mówiła juz po ostatnim uderzeniu młotka, choć przyznała że stres był ogromny. Pytana o to, czy tak naprawdę byli inni chętni do licytowania, zapewnia że muzeum będzie chciało się tego dowiedzieć. Nie kryje, że polską stronę bardzo zaskoczyło, że do licytacji kolekcji doszło dużo wcześniej niż zapowiadano. Także ona przyznała, że w sukcesie mógł pomóc "medialny szum" wokół aukcji. - Byliśmy zdenerwowani, że to ściągnie nam konkurentów. Teraz myślę, że to pospolite ruszenie, to zainteresowanie i przychylność mediów też mogło spowodować tę sytuację - tłumaczy Hanna Nowak-Radziejowska.
Hanna Nowak-Radziejowska nie szczędzi słów pochwał dla niemieckiej strony. Zapewnia, że muzeum mogło liczyć na ogromną pomoc domu aukcyjnego. - Właściciel był z nami przy kolekcji do 4 nad ranem. Jest zachwycony muzeum, chce nas odwiedzić - zachwala.
Pytana o cenę, jaką ustalono za pamiątki, przyznaje że choć wysoka, to uczciwa. - To dobra, rynkowa cena - zapewnia.
Wykupiona kolekcja trafi do Muzeum Powstania Warszawskiego najprawdopodobniej w ciągu miesiąca. Tyle potrwają formalności dotyczące transakcji. Muzeum juz zapewnia, że pamiątki zostaną jak najszybciej udostępnione dla zwiedzającym.
Kolekcja porównywalna ze zbiorem Muzeum Powstania
Listy, koperty i znaczki z powstańczej poczty polowej - w sumie 123 powstańcze pamiątki - zostały w środę wystawione na aukcji przez filatelistyczno-numizmatyczny dom aukcyjny Ulrich Felzmann Briefmarken Auktionen w Duesseldorfie. Cena wywoławcza wynosiła 190 tysięcy euro. Według sygnałów sprzed licytacji miało na nią być wielu chętnych.
Muzeum próbowało uniknąć licytacji i odkupić kolekcję bezpośrednio od jej właściciela. Nie udało się tego zrobić, mimo dyplomatycznych rozmów. Ostatecznie polska placówka kupiła ją za cenę wywoławczą.
Minister pomaga Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski przekazał w czwartek dyrektorowi Muzeum Powstania Warszawskiego pełnomocnictwo do zakupu tej kolekcji. Jak wyjaśnił, ma to być gwarancja na pomoc finansową ze strony resortu kultury w zakupie listów przez Muzeum. - Dajemy gwarancję, że będziemy partycypować finansowo w takiej ilości środków finansowych, jaka będzie niezbędna, by dokonać tego zakupu - zapewnił Zdrojewski.
W Powstańczej Poczcie Polowej w sierpniu i wrześniu 1944 roku listonoszami byli harcerze, chłopcy 12–15 letni. W różnych rejonach miasta znajdowało się ok. 40 skrzynek pocztowych. Łącznie harcerze przenieśli prawie 150 tys. listów. Tylko do 1 września 1944 r., jak donosiła powstańcza prasa, harcerska poczta przyjęła ponad 116 tys. przesyłek, co dawało średnio około 3700 listów dziennie.
as\mlas
Źródło: PAP, "Życie Warszawy", TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24