"Tak jak pijany chwyta się płotu", tak policja obecność biznesmenów na jej imprezie zrzuca na związki zawodowe - oskarżał w programie "24 godziny" Sylwester Latkowski, współautor artykułu o kontrowersyjnym przyjęciu z udziałem szefów policji. - Gen. Rapacki powiedział mi, że polecą za to głowy. Oczekujemy, że będzie konsekwentny.
W środowej "Polityce" Sylwester Latkowski z Piotrem Pytlakowskim opisali policyjny, ochraniany przez funkcjonariuszy bankiet, który odbył się w lipcu w Warszawie. Nagrali też film ukrytą kamerą. Poza wysokimi funkcjonariuszami, obecni na nim byli samorządowcy i biznesmeni, w tym tacy, którymi interesowały się policja polska, jak i europejska. Szefowie policji twierdzą, że impreza była prywatna i to nie oni ich na nią zapraszali, ale policyjni związkowcy. To właśnie policyjny związek zawodowy policja wskazuje jako organizatora. A Hana Baohuę, kontrowersyjnego biznesmena tam obecnego, jako aktywistę związku. Baohua miał przyznać dziennikarzom "Polityki", że problemy w firmie w Wólce Kosowskiej, gdzie jest dyrektorem generalnym, teraz się skończyły. Wcześniej nawiedzały ją liczne kontrole policyjne i celne. Doszło też do głośnego pożaru u pobliskiej konkurencji.
Kto zaprosił biznesmenów?
Dziennikarz zaznaczył, że najbardziej zastanawia go, kto tak naprawdę był organizatorem całej imprezy i jaki ona miała cel. - Teraz wszyscy chcą o niej zapomnieć, że policjanci na prywatną imprezę zaprosili biznesmenów. Nikt nie chce się teraz do tego przyznać - stwierdził. I dodaje: - Wszyscy teraz spychają problem na związki zawodowe.
Latkowski nie wierzy jednak, by najwyżsi przedstawiciele policji wiedzieli, że na bankiecie obecni będą biznesmeni. - Nie wierzę, że Adam Rapacki (wiceminister spraw wewnętrznych) świadomie przyjechał na imprezę, gdzie mieli się bawić biznesmeni. Ktoś po prostu chciał nobilitować grupę biznesmenów, zapraszając ich na prywatną imprezę policyjną. Pytanie jest: "kto" - powiedział.
Impreza prywatna
Marcin Szyndler, rzecznik stołecznej policji w "24 godzinach" wyjaśniał, że Baohua nie mógł należeć do związków, bo tam mogą należeć tylko osoby, które są lub były funkcjonariuszami. - Może być sympatykiem koła krajoznawczego (policji) - dodał jednak.
Szyndler zaprzeczył, jakoby impreza chroniona była przez policję. - Ochrona należała do tego obiektu (Muzeum Gazownictwa w Warszawie -red.). Nie było potrzeby, żeby policjanci zabezpieczali go w inny sposób. - powiedział. Fakt, że goście na bankiet byli wpuszczani przez funkcjonariuszy tłumaczy tym, że nie zdążyli się oni przebrać. - Wiele osób było w mundurach, choćby z racji tego, że nie przebrały się jeszcze po uroczystościach (święta policji obchodzonego wcześniej tego dnia - red.). Jako organizatorzy nie zawsze miały na to szansę czy czas - wyjaśnił.
Na koniec zaznaczył: - Impreza była oczywiście związana ze świętem policji, ale to była jak najbardziej prywatna inicjatywa.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Zdjęcia wykonane ukrytą kamerą przez dziennikarzy "Polityki"