Portal tvn24.pl dotarł do treści dwóch lakonicznych notatek informujących o zniszczeniu nagrań z dwóch kluczowych operacji w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika. Policjanci zamiast złapać bandytów, woleli kasować obciążające ich nagrania. Uznali, że negocjacje gangsterów z rodziną Krzysztofa o wysokości okupu i sposobie jego przekazania to nie jest dowód przeciwko porywaczom.
O zniszczeniu materiałów obciążających m.in. Wojciecha Franiewskiego, Sławomira Kościuka i Ireneusza Piotrowskiego zdecydowali policjanci z grupy Remigiusza M. To ten policjant z Radomia i jego podwładni od 2001 roku nieudolnie poszukiwali Krzysztofa i jego porywaczy. Syn biznesmena spod Płocka został zamordowany w 2003 roku. Gdy funkcjonariusze podsłuchiwali porywaczy, Krzysztof Olewnik jeszcze żył i istniała szansa na jego uratowanie. Tvn24.pl ustalił nowe fakty w sprawie zniszczonych podsłuchów. Dotarliśmy do treści dwóch notatek informujących o zniszczeniu nagrań z dwóch kluczowych operacji w sprawie porwania Olewnika.
Rozmawiali o okupie
W trakcie prowadzenia kontroli operacyjnej w postaci PTK (podsłuch telefonu komórkowego – przyp. red.) nie uzyskano dowodów przestępstwa. Potwierdzono jednak fakt kontaktowania się poprzez ten telefon sprawców z członkami rodziny. Dwukrotnie po połączeniu odtworzono głos uprowadzonego z żądaniami sprawców w sprawie zebrania okupu. Notatka dotycząca operacji "Synuś"
Z pierwszej notatki dotyczącej operacji "Synuś" wynika, że prowadzono kontrolę operacyjną numeru telefonu, którym posługiwali się porywacze dzwoniąc do rodziny Olewników. Podsłuchiwano ich od 16 czerwca do 15 września 2003 roku. W tym okresie porywacze negocjowali z rodziną porwanego przekazanie 300 tys. euro okupu. Pieniądze przekazano 24 lipca. Według dotychczasowych ustaleń, Krzysztofa zamordowano ponad miesiąc później, 5 września.
"W trakcie prowadzenia kontroli operacyjnej w postaci PTK (podsłuch telefonu komórkowego – przyp. red.) nie uzyskano dowodów przestępstwa. Potwierdzono jednak fakt kontaktowania się poprzez ten telefon sprawców z członkami rodziny. Dwukrotnie po połączeniu odtworzono głos uprowadzonego z żądaniami sprawców w sprawie zebrania okupu" - czytamy w notatce z 19 września 2003. Dalej czytamy, że policja zdecydowała się zniszczyć ten podsłuch. Dlaczego? "Nie uzyskano dowodów pozwalających na wszczęcie postępowania karnego lub mającego znaczenie dla toczącego się postępowania karnego" - napisał w tej notatce prowadzący tę sprawę operacyjną Maciej L. jeden z policjantów z grupy Remigiusza M.
Kontakty ze sprawcami
W trakcie eksploatacji PTK 'Krzysiek BIS' nie uzyskano żadnych informacji potwierdzających popełnienie przez figuranta przestępstwa. Telefon ten służył głównie do kontaktów ze sprawcami uprowadzenia w trakcie usiłowania dostarczenia okupu. Uzasadnienie decyzji o zniszczeniu podsłuchu
Druga notatka dotyczy operacji "Krzysiek BiS". Podsłuchiwano inny numer, z którego kontaktowano się z porywaczami. "W trakcie eksploatacji PTK 'Krzysiek BIS' nie uzyskano żadnych informacji potwierdzających popełnienie przez figuranta przestępstwa. Telefon ten służył głównie do kontaktów ze sprawcami uprowadzenia w trakcie usiłowania dostarczenia okupu" - czytamy w uzasadnieniu decyzji o zniszczeniu podsłuchu. Pod nią również podpisał się Maciej L.
To były dowody
O opinię poprosiliśmy szefa sejmowej komisji śledczej badającej uchybienia policji i prokuratury w sprawie Olewnika. - To były dowody dla prokuratury! Jak można uznać, że nagrania, na których ktoś z rodziny, albo sami porywacze ze swojego telefonu rozmawiają o okupie, to nie jest dowód na popełnienie przestępstwa? To się po prostu w głowie nie mieści – mówi otwarcie poseł Marek Biernacki (PO). Dodaje, że policja zamiast niszczyć nagrania powinna je poddać ekspertyzie fonoskopijnej.
- Nagrywano przecież rozmowy z telefonów komórkowych, z których kontaktowano się z porywaczami. Jeden z tych aparatów był w rękach sprawców. Jeżeli w trakcie podsłuchu nagrano głos chociaż jednego z gangsterów, to byłby to kolejny, bezsprzeczny dowód. Dzięki temu można by ustalić ich tożsamość, a także sprawdzić jaki był rzeczywisty podział ról między porywaczami – tłumaczy szef sejmowej komisji śledczej.
Prokurator nie wiedział o podsłuchach
Biernacki ujawnia, że prokurator, który w 2003 roku prowadził śledztwo w sprawie porwania Olewnika nie miał pojęcia, że policjanci niszczą podsłuchy. - Taka jest wciąż obowiązująca, wadliwa procedura. Policjanci z Radomia formalnie tylko poinformowali szefa tamtejszej prokuratury okręgowej o zniszczeniu podsłuchu, a nie prokuratora Roberta Skawińskiego z Warszawy, który wtedy prowadził postępowanie. On nawet nie wiedział, że takie podsłuchy zostały założone porywaczom! – tłumaczy poseł.
Prokuratura odtwarza
Gdyby funkcjonariusze nie skasowali tych nagrań, to dzisiaj można by odkryć kto naprawdę był zamieszany w porwanie i śmierć Olewnika. Na podstawie zachowanych notatek i zeznań prokuratorzy próbują odtworzyć teraz treść podsłuchów.
Oskarżyciele mają zachowane dokumenty z opisami treści nagrań. Przesłuchują także policjantów, którzy znali te nagrania.
- Niektóre ze zniszczonych materiałów mogły mieć istotne znaczenie dla wyjaśnienia porwania Olewnika – przyznaje prokurator Krzysztof Trynka, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. - Ostatecznej oceny dokonamy w decyzji kończącej śledztwo w tej sprawie – dodaje.
Podejrzani o nieprawidłowości
W marcu tvn24.pl pierwszy ujawnił, że policjanci z grupy Remigiusza M. w 2003 roku zniszczyli operacyjne podsłuchy w sprawie porwania Krzysztofa. Policjanci uznali, że nagrania są nieprzydatne dla toczącego się śledztwa w sprawie porwania.
Operacje "Synuś" i "Krzysztof Bis" prowadził Wydział Techniki Operacyjnej Komendy Wojewódzkiej w Radomiu. Notatki zostały odnalezione dopiero w 2010 roku. Były ukryte w archiwalnych 60 tomach akt operacyjnych WTO radomskiej komendy wojewódzkiej policji. Dotyczyły one tajnych działań policji w sprawie Olewnika. Były one przez ponad siedem lat ukrywane przed kolejnymi prokuratorami, którzy prowadzili śledztwa w sprawie porwania. Dopiero niedawno wszystkie te dokumenty zostały odtajnione. Podsłuchy nadzorował Remigiusz M. Przez lata był szefem policyjnej grupy, która nie umiała odnaleźć Krzysztofa. Maciej L. był jego zastępcą. Obaj są już podejrzanymi w śledztwie w sprawie nieprawidłowości jakich dopuściła się policja w sprawie Olewnika. Remigiusz M. nie chciał rozmawiać o niszczeniu podsłuchów. Prokuratorzy z Gdańska zapowiadają, że latem skierują do sądu akt oskarżenia przeciwko policjantom.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fotorzepa