Podrasowane samochody, smród palonych opon, ogłuszający ryk silników... i wszystko wbrew prawu - tak wyglądają na warszawskich ulicach nocne wyścigi. W Łodzi jest inaczej - po zalegalizowaniu wyścigów ich liczba spadła o połowę. Te, które się odbywają, są bardziej bezpieczne, a i tak ogląda je wielu kibiców. Czy tak będzie w Warszawie?
Teraz nielegalne wyścigi w mieście i jego okolicach odbywają się w każdy weekend. Policja robi, co może - urządza obławy, wypisuje mandaty, zatrzymuje dowody rejestracyjne. Np. dwa tygodnie temu w okolicach centrum Maximus w Nadarzynie 22 uczestników wyścigu dostało mandaty (średnio po 400 złotych), 3 osoby będą musiały stanąć przed sądem grodzkim.
To jednak nie odstrasza amatorów mocnych wrażeń. Często zmieniają miejsce wyścigów. Policja i na to znalazła sposób. - Monitorujemy fora internetowe, sprawdzamy sygnały od mieszkańców. Mamy specjalną grupę, zajmująca się tylko tym problemem. Nasi funkcjonariusze jeżdżą nieoznakowanymi pojazdami - mówi Wojciech Pasieczny z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej.
Jakie są tego efekty?
Policjantom udało się zlikwidować kilka miejsc, w których odbywały się nielegalne rajdy, np. po ulicy Bema inżynier ruchu pozwolił jeździć tylko mieszkańcom. Amatorzy tuningowanych aut przenieśli się więc na parkingi przy centrach handlowych. Wtedy policja zaczęła ustawiać tam na noc betonowe przeszkody.
Tę warszawską zabawę kierowców z policją w kotka i myszkę można przerwać i zrobić tak jak w Łodzi. Stołeczny Ratusz nie mówi pomysłowi "nie". - Jest to propozycja do rozważenia. Jeśli taki uregulowany proceder miałby poprawić sytuację, to warto się nad nim pochylić - powiedział rzecznik Tomasz Andryszczyk. Dodaje jednak, że wyścigi mogłyby się odbywać na terenach zamkniętych - dużych parkingach czy lotniskach, bo jazda po ulicach jest zbyt niebezpieczna.
Kierowcy są podzieleni
Artur Lewicki, gdy pojawiła się możliwość legalnego ścigania na lotnisku w Bemowie (na 1/4 mili), zaczął jeździć tylko tam. Według niego, nawet "street rycerze", którzy jechali 250 km/h przez Warszawę, dzięki legalnym wyścigom zmienili się. Teraz jeżdżą tylko po torach, a nie po ulicach.
Z kolei kierowca o pseudonimie Gugers nie pozostawia złudzeń. - Gdybym chciał się ścigać w legalnych wyścigach, zgłosiłbym się do rajdu Barbórki. Istotą street racingu jest to, że odbywa się na normalnych ulicach, nocą i nielegalne. To napędza adrenalinę" - dodaje.
Źródło: "Życie Warszawy"
Źródło zdjęcia głównego: shc.hu