- Władze samorządowe nie mają narzędzi, żeby sprawdzać kondycję finansową biur podróży - tłumaczył w TVN24 marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik. Na razie władze za pieniądze z ubezpieczenia ściągają z czterech krajów prawie dwa tysiące turystów Selectours. Firma zbankrutowała we wtorek.
- Nie mamy możliwości sprawdzania kondycji biur podróży na terenie województwa. To są przedsiębiorstwa i funkcjonują w oparciu o prawo gospodarcze. Naszym obowiązkiem jest rejestrowanie tych biur i udzielanie im koncesji pod warunkiem choćby zabezpieczeń w firmach ubezpieczeniowych. Nie możemy stwierdzić, czy jakieś biuro, nawet do ostatniego momentu sprzedając wycieczki turystom, następnego dnia nie upadnie. To jest problem trudny - mówił w TVN24 Adam Struzik.
Jak dodał, właściciele Selectours również wydawali się zaskoczeni sytuacją. - Przecież to nie jest jakaś firma-krzak. Mówili o szeregu okoliczności zewnętrznych: kursie walutowym, załamaniu rynku z powodu wulkanu, wycofaniu kontrahenta, który mógł ich kupić - wyliczał marszałek.
Niewiele zostanie dla turystów
Adam Struzik mówił, że władze województwa od wtorku ściągają dwa tysiące turystów biura z czterech krajów do Polski. - Teraz kończymy akcje ewakuacyjną dotyczącą Egiptu, następna będzie Turcja, w czwartek Tunezja, a w piątek Maroko. W przypadku tych dwóch ostatnich krajów jest to po ok. sto osób i są to powroty planowe - powiedział.
Przypomniał, że na ten cel województwo ma 3,6 mln zł z gwarancji firmy ubezpieczającej Selectours. To, co zostanie (po ściągnięciu pasażerów z wakacji) będzie rozliczone między klientów, którzy kupili wycieczki, ale jeszcze na nie się nie udali.
Marszałek zastrzegł jednak, że nie będzie tego zbyt wiele. - Korzystamy z pomocy innych biur i dodatkowych czarterów ekstra, co jest dość kosztowne - wyjaśnił.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24