- Mieszkańców, nawet takich, którzy złamali prawo z desperacji, wskutek nieszczęść swoich życiowych, traktuje się jak insekty, które trzeba wyplenić z ogródka odcinając im wodę i prąd, tak nie wolno postępować - mówiła w Magazynie "24 Godziny" Mirosława Kątna. Działaczka społeczna komentowała dramat kobiet głodujących w Wałbrzychu.
Kolejny dzień trwa głodówka 20 kobiet, które walczą z władzami o prawo do zamieszkania w nielegalnie zajmowanych mieszkaniach - przeczytaj informację. Rozmowy z władzami nie przynoszą rezultatu. - Nie będzie możliwości usankcjonowania pobytu tych rodzin w tych mieszkaniach, trzeba szukać innego rozwiązania - mówił w Magazynie "24 Godziny" wiceprezydent Wałbrzycha Mirosław Bartolik.
Każdy zasługuje na wysłuchanie
Zdaniem głodujących matek władze nie interesowały się ich dramatem. Wiceprezydent Bartolik odpowiada, że miasto, chce znaleźć rozwiązanie, ale nie może być ono "hurtowe". - Ponieważ sytuacja każdej z tych rodzin, każdej z tych osób, jest diametralnie różna, więc nie można hurtowo próbować tego problemu rozwiązać - powiedział Bartolik. - Jesteśmy w stanie dzisiaj, tak jak wczoraj, przedstawić bardzo konkretną ofertę rozwiązania ich problemów. Jesteśmy do dyspozycji, ale oczekujemy troszeczkę wyjścia naprzeciw - dodał.
Jednak protestujące matki mają zupełnie inne zdanie na temat postawy urzędników. - Pan Bartolik wypowiada się źle na nasz temat, nie chciał nas wysłuchać. Byłyśmy w urzędzie, potraktował nas jak świnie, a nie jak matki, które chcą mieszkań dla dzieci - mówiła z wyrzutem Małgorzata Bieniek, jedna z prowadzących głodówkę kobiet.
Mirosława Kątna uważa, że nawet, jeśli kobiety złamały prawo to nie powinno się ich traktować w taki sposób, jak zrobiły to władze. Według niej, każda z rodzin zasługuje na rozmowę. - Rzeczywiście bardzo uczciwa rozmowa z każdą z tych rodzin jest jedyną szansą na to, aby im pomóc. Nie hurtowo, jak mówi pan prezydent i tu ma racje - przyznała działaczka społeczna.
"Dalej będziemy strajkować"
Porozumienie w Wałbrzychu znów się oddala. Mimo, że do głodujących od czterech dni kobiet przyjechali prezydent i wiceprezydent miasta, zamiast rozmowy znów były krzyki. W mieszkaniach protestujących podłączono co prawda prąd i wodę, ale to nie kończy protestu. Kobiety chcą by dać im prawo do lokali. - My dalej tutaj będziemy strajkowały, dalej będziemy czekały, dopóki ktoś nie zagwarantuje nam, że będziemy miały zastępcze mieszkania - powiedziała Bieniak.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24