Największy przegrany eurowyborów nie rozdziera szat. Marian Krzaklewski, któremu zwycięstwa nie dała nawet "jedynka" na podkarpackiej liście PO zapewnia, że nie jest rozczarowany swoją niespodziewaną porażką.
- Mam nosa jeśli chodzi o przewidywanie. Wiedziałem, że może się zdarzyć, że elektorat PO przy niskiej frekwencji będzie głosował na swoich lokalnych działaczy. Miałem takie myśli już gdy decydowałem się kandydować, no i one się sprawdziły – przekonuje Krzaklewski.
- Część osób udało mi się jednak przekonać do siebie i z tego się cieszę – mówi Krzaklewski i stawia diagnozę swojej porażki. – Myślę, że zabrakło mi czasu, za późno dostałem propozycję i za późno zdecydowałem się kandydować – uważa. Przynajmniej roku pracy, jak teraz ocenia, potrzebowałby by wygrać w nowym dla siebie regionie. – A ja miałem zaledwie miesiąc – przypomina.
Krzaklewski zapewnia, że nie jest rozgoryczony porażką. – Skupiam się na swojej pracy w Europejskiej Komisji Ekonomiczno Społecznej – zapewnia i dodaje, że mocno trzyma kciuki za Jerzego Buzka, by ten został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego.
jaś /tr
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24