Już niedługo w internecie pojawi się twoje zdjęcie. A ty sam będziesz mógł podejrzeć, co sąsiad skrywa za wysokim płotem. Nowy Big Brother? Nic z tych rzeczy - tak firma Google pracuje w Polsce nad swoją nową usługą "Street View". - To zbyt duża ingerencja w prywatność - alarmuje GIODO i zapowiada, że Google trafi pod lupę polskiego prawa.
Uzbrojone w kamery i aparaty fotograficzne samochody Google wyjechały w zeszły wtorek na ulice Warszawy. Zarejestrują wszystko dookoła siebie – ulice, domy i przechodniów, po to, by za kilka miesięcy w internecie znalazła się dokładna wirtualna mapa naszej stolicy – bo tym właśnie jest usługa Google Street View.
Nie poznamy jednak ich trasy, choć według stanowiska Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO), Google ma obowiązek poinformować wszystkie osoby, które znajdą się na zdjęciach, że są fotografowane.
Sprawdzą, czy Google łamie polskie prawo
Najważniejsze, żeby osoby które poruszają się w miejscach, gdzie będą wykonywane zdjęcia, miały świadomość, że są fotografowane. GIODO
Nie możemy przecież poprosić wszystkich mieszkańców, żeby opuścili całe miasto na miesiąc lub dwa, bo chcemy zrobić piękne zdjęcia miasta do naszej usługi. Google Polska
Dlaczego nowy program Google budzi wątpliwości? Bo przy okazji wirtualnych spacerów można będzie po prostu podglądać osoby, które przypadkowo znalazły się w zasięgu aparatów Google.
Pan, który wyszedł z sex-shopu
To właśnie wzbudziło ogromne kontrowersje w krajach, w których usługa już funkcjonuje. Zaczęło się od tego, że ktoś wychodził z sexshopu, ktoś inny oddawał mocz nie tam, gdzie trzeba, a jeszcze inni biegali po ulicy ze strzelbami lub przechadzali się półnago po swoim ogródku. Przez długi czas zdjęcia z ich udziałem znalezione dzięki Street View były tylko niezłą rozrywką dla internautów.
7 tysięcy fanów biustu
Blondynka, którą aparaty Google uchwyciły przed londyńską kawiarnią, zapewne nie wyobrażała sobie nawet, jakie poruszenie wzbudzi jej letnia kreacja. Ktoś buszujący w programie odnalazł jej zdjęcie w kusej sukience i wrzucił na sieciowe rankingi popularnych stron z podpisem "Niezły biust w Google Street". Fotografia błyskawicznie zdobyła kilkutysięczne rzesze fanów.
- Być może dla nas jest to tylko anonimowa osoba, ale gdyby ktoś chciałby dowiedzieć się o tej pani znacznie więcej, to z pomocą internetowych narzędzi zajęłoby mu to kilkadziesiąt minut - komentuje Piotr Waglowski, prawnik i znawca internetu.
Mieszkańcy, opuście miasto!
Zdjęcia ze Street View szybko stały się przyczyną pozwów sądowych o naruszenie prywatności. W Wielkiej Brytanii zastanawiano się nad zamknięciem usługi, po tym jak na wirtualnej mapie odkryto zdjęcia nagich dzieci przypadkowo sfotografowanych na rodzinnym pikniku w parku. W Japonii wprowadzenie Street View oprotestowali profesorowie i prawnicy. Grecja donosi właśnie, że nie wpuści samochodów koncernu na swoje ulice. Na całym świecie do instytucji chroniących prywatność wpływają setki skarg od osób, które rozpoznały się na zdjęciu wykonanym przez Google i nie są zachwycone taką "sławą".
Jak będzie w Polsce? – Według GIODO, Street View należy traktować jako przetwarzanie danych osobowych, a więc Google zobowiązane jest do stosowania zasad naszego prawa – mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak. I tłumaczy, że firma musi dopełnić obowiązku informacyjnego, związanego z oznakowaniem przestrzeni, którą będzie rejestrować: - Najważniejsze, żeby osoby które poruszają się w miejscach, gdzie będą wykonywane zdjęcia, miały świadomość, że są fotografowane.
Przedstawicielka Google Polska pozbawia nas jednak złudzeń: - Informujemy ogólnie, na przykład poprzez media, że takie zdjęcia się rozpoczęły – mówi Marta Jóźwiak.
- Zbieranie zdjęć trwa kilka miesięcy. Kierowcy dostają zadanie sfotografowania danego miasta, natomiast w jakim tempie, w jakich miejscach i w jakiej godzinie to zrobią zależy od nich. Wpływają na to przecież warunki pogodowe, ruch, uliczny czy oświetlenie - dodaje.
Na pytanie, co ma zrobić osoba, która zauważy samochód, a nie chce być sfotografowana, Jóźwiak odpowiada, że "może wyjść z kadru".
- Naszym założeniem nie jest absolutnie fotografowanie ludzi. Ale nie możemy przecież poprosić wszystkich mieszkańców, żeby opuścili miasto na miesiąc lub dwa – żartuje.
Będzie kontrola?
Globalizacja i automatyzacja obiegu informacji spowodowały, że coraz mniejszym kosztem możemy uzyskać coraz więcej danych na czyjś temat. Vagla o Google
- Zdjęcia pojawiają się w sieci z dużym opóźnieniem, a wszystkie twarze i elementy umożliwiające identyfikację są zamazywane – zapewnia Google Polska. – Każdy użytkownik może również zgłosić prośbę o usunięcie zdjęcia i takie zgłoszenia są błyskawiczne rozwiązywane.
GIODO przypomina jednak, że w innych krajach zdarzały się już przypadki, gdzie nie wszystkie twarze zostały zamazane lub osobę rozpoznano po jakimś szczególe, takim jak np. tatuażu. – Dlatego zastosujemy wszystkie możliwe środki, łącznie z możliwością ewentualnej kontroli, aby przyjrzeć się tej usłudze – zapowiada Małgorzata Kałużyńska-Jasak.
Pies pogrzebany w "szczególe"
Wątpliwości związane z wirtualnymi mapami mają też inni polscy prawnicy.
- Według prawa autorskiego można publikować zdjęcia ludzi, którzy są fragmentem większej całości, takiej jak ulica czy krajobraz – komentuje prof. Ewa Nowińska, specjalistka od prawa autorskiego z UJ. Przyznaje jednak, że w przypadku Street View istnieją możliwości techniczne, takie jak zbliżenie, które mogą prawnikom sprawić sporo kłopotów interpretacyjnych. – Jeśli ktoś będzie chciał dochodzić swoich praw, pies będzie pogrzebany właśnie w zapisie o „fragmencie całości” i interpretacji, czy w takim programie człowiek nadal pozostaje tylko szczegółem ulicy.
Granica prywatności w królestwie informacji
To jest szerszy problem sieci i nie dotyczy tylko firmy Google – podsumowuje Piotr Waglowski. – Pytanie dotyczy tego, czy przysługuje nam prawo do prywatności w przypadku, kiedy naszym naturalnym stanem jest sytuacja zanurzenia w środowisku wszędzie dostępnej informacji – zastanawia się Waglowski.
- Globalizacja i automatyzacja obiegu informacji spowodowały, że coraz mniejszym kosztem możemy uzyskać coraz więcej danych na czyjś temat – wskazuje prawnik. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Brytyjska organizacja broniąca prywatności National Legal and Policy Center postanowiła pokazać, do czego Google Street View mogą wykorzystać przestępcy. W ciągu 30 minut pracy z programem zebrali kompleksowy pakiet informacji o jednym z założycieli firmy Google Larrym Page. Przygotowany dokument żywcem przypomina instrukcję porwania biznesmena – dzięki Street View dowiemy się gdzie mieszka, kto go ochrania i gdzie zatrzyma się swoim samochodem na czerwonych światłach.
Waglowski nie ma wątpliwości: - W sytuacji technologicznego rozwoju ogromnym wyzwaniem dla prawnych i społecznych systemów pozostaje pytanie, gdzie wyznaczyć granicę obiegu informacji, również tej, którą uważamy za prywatną.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fot. maps.google.com/ googlesightseeing.com (zdjęcie usunięte po zgłoszeniu)