W Bytowie (woj. pomorskie) jeden z wyborców oddał głos za siebie, a potem… za drugą osobę. Wszystko za wiedzą członka obwodowej komisji wyborczej. Gdy sprawa wyszła na jaw, członek komisji postanowił złożyć poszkodowanej osobie domową wizytę. Wtedy też miały paść ostre słowa. Nagranie tej rozmowy ukazało się w internecie. Bytomska prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Jedna z mieszkanek Bytowa (nie chce ujawniać swoich personaliów) poszła w niedzielę oddać swój głos w wyborach prezydenckich. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że ktoś wziął za nią kartę do głosowania, a na liście wyborców (w rubryce z jej nazwiskiem) widniał już podpis.
Kobieta postanowiła całą sprawę nagłośnić - zwróciła się do "Dziennika Bałtyckiego". Gazeta sprawę opisała, cytując poszkodowaną.
- Członkowie komisji powiedzieli, że nie mogę zagłosować, bo już to uczyniłam. Mojej karty nie było, a obok mojego nazwiska widniał już podpis. Od bratanicy dowiedziałam się, że godzinę wcześniej członek komisji wydał jej moją kartę. Podpisała się dwukrotnie i wrzuciła obie karty do urny - opowiada gazecie poszkodowana.
Zastraszenie?
Gdy Eugeniusz R., członek obwodowej komisji wyborczej, dowiedział się, że sprawa wyszła na jaw, postanowił złożyć poszkodowanej wizytę. Kobieta twierdzi, że mężczyzna obraził nie tylko ją, ale i jej zmarłą rok temu matkę. Na dowód kobieta przedstawia nagranie.
Redakcja "Dziennika Bałtyckiego" skontaktowała się z Eugeniuszem R. Mężczyzna przyznał się do wydania karty nieuprawnionej osobie. – Popełniłem błąd. Wydałem dwie karty, bo sądziłem, że ciocia tej pani zaraz przyjdzie głosować. Widziałem ją za oknem. Przyznaję też, że byłem w jej domu, ale nie wyzywałem. Zwróciłem tylko uwagę, że może niepotrzebnie nagłaśnia tę sprawę – mówi zdenerwowany Eugeniusz R.
Sprawa prokuratury
W poniedziałek po południu, zastępca prokuratora rejonowego w Bytowie Ryszard Krzemianowski poinformował o wszczęciu w tej sprawie śledztwa z artykułów Kodeksu karnego mówiących o przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego oraz dopuszczeniu się nadużycia przy przyjmowaniu lub obliczaniu głosów. Za czyny te grozi do 3 lat pozbawienia wolności.
Prokurator Krzemianowski dodał, że jeszcze nikomu nie przestawiono zarzutów. Śledczy dysponują na razie materiałem przekazanym policji przez poszkodowaną kobietę.
Źródło: "Polska Dziennik Bałtycki", tvn24.pl, PAP