Wielkanoc to śmierć Chrystusa, ale jednocześnie radość ze zmartwychwstania. - Wiele razy widziałam śmierć. To dziwne, ale chyba jestem silniejsza. Coś mi to oswoiło. Nawet śmierć można w konia zrobić - mówiła w "Faktach po Faktach" Anna Dymna, wybitna aktorka i szefowa fundacji "Mimo Wszystko". Jej zdaniem historia sprzed 2 tysięcy lat żyje cały czas. W każdym z nas.
Anna Dymna fundację założyła w 2003 roku. Pomaga chorym i niepełnosprawnym w całej Polsce. O ich, ale nie tylko chorych, cierpieniu myśli szczególnie w Wielkanoc. Myśli pozytywnie.
- To są święta, które budzą nadzieję. Jak patrzę, co się dzieje w przyrodzie na wiosnę, to to samo się dzieje w nas. Jeżeli to oczywiście uruchomimy. Wszystko jest martwe, zlodowaciałe, a później nagle się odradza - mówiła w "Faktach po Faktach".
- Tak samo jest z człowiekiem. Czasem cierpi, czasem mu się wydaje, że nic go już nie czeka. I nagle ktoś się do niego uśmiechnie. Wtedy weźmie nowy oddech, uwierzy w siebie, w to, że życie jest piękne. Te święta dają taką szansę. Bo się spotykamy. Czy przy stole, czy na spacerach. Człowiek zatrzymuje się w swoim pędzie i myśli: "Nie, jednak jest fajnie" - tłumaczyła.
Po coś
Wielkanocy, a więc śmierci Chrystusa na krzyżu, nie można zrozumieć bez zrozumienia cierpienia. - W tych świętach jest cierpienie, jest śmierć. Żeby coś mogło się odrodzić. Jak rozmawiam z niepełnosprawnymi, to oni zaczynają rozumieć, że to jest po coś - mówiła.
To się okazuje zupełnie bez sensu. Ja nigdy tak nie myślałam, mimo, że tak się przecież mówi. "Dziecko niepełnosprawne za karę", często to słyszę, a to zupełnie bez sensu Cierpienie to kara?
Dotyczy to nie tylko Chrześcijan. - Nawet, jeśli ktoś jest niewierzący, to często dotyka go cierpienie, samotność. A te święta dają nadzieję, że nic nie jest do końca przegrane. Człowiek oddycha dopóki jest jakaś szansa, że to cierpienie po coś jest. Dlatego jest pięknie, jak się wierzy - uważa Dymna. - A jak się nie wierzy? - pytała prowadząca. - To można uwierzyć. To są takie święta, że się wierzy, że wszystko ma sens - odpowiadała aktorka.
Jaki sens ma cierpienie? Anna Dymna odnajduje go w swoich podopiecznych z fundacji. Dzięki nim zrozumiałam, jaki człowiek jest silny, ile ma cierpliwości, ile ma w sobie radości - mówiła.
Gdy człowiek cierpi, często pierwszą myślą jest kara. Że ból i cierpienie jest czymś spowodowane. - To się okazuje zupełnie bez sensu. Ja nigdy tak nie myślałam, mimo, że tak się przecież mówi. "Dziecko niepełnosprawne za karę", często to słyszę, a to zupełnie bez sensu - przekonywała.
Uśmiechnięci w obliczu śmierci
- Wiele razy widziałam śmierć, to dziwne, ale chyba jestem silniejsza. Coś mi to oswoiło. Nawet tę śmierć w konia zrobić. Widziałam ludzi, którzy umierali, a byli uśmiechnięci. Śmierć była upokorzona. Widziałam młodego chłopaka, który umierał w ramionach swojej żony. Był uśmiechnięty i szczęśliwy. Chrystus umarł na krzyżu i nikt też tego nie pojmuje. Cierpienie czyści pole, żeby miłość mogła zapanować. Po największym cierpieniu robi się ciepło, miło, radośnie. Nawet dziecko to widzi - wspominała.
Jako przykład podała papieża Jana Pawła II i zmarłego niedawno kolegę po fachu - Krzysztofa Kolbergera. - Nauczyło nas to szacunku dla cierpienia, pokory. Mnie to oswajało. Papież nam pokazał: jestem w takim stanie, ale jestem człowiekiem - mówiła Dymna. - Krzysiu to był mój najbliższy przyjaciel. On mi pokazał, że choroba, cierpienie istnieje. Ale jak się nie da wyzdrowieć, to trzeba umieć w tym żyć. Mówię: Krzysiu chyba jesteś nienormalny. Nigdy w życiu nie był zły, nie był załamany. Do końca pracował - dodała.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24