Jarosław Kaczyński nie przeprosi Ludwika Dorna za to, że publicznie poruszył kwestę jego alimentów. Nie ma sobie nic do zarzucenia, bo - jak mówi - wstawił się za krzywdzonymi dziećmi byłego marszałka Sejmu. Były wiceszef PiS ripostuje: Prezes szkodzi partii. Mam nadzieję, że go za to rozliczą.
Kaczyński zarzucił Dornowi publicznie, że rzekomo uchyla się od płacenia alimentów i w ten sposób "drastycznie łamie pewne reguły gry". A on - jako szef partii – ma nie tylko obowiązek, ale i prawo dyscyplinować działaczy PiS-u. Dlatego nie rozumie, za co miałby przepraszać. CZYTAJ WIĘCEJ
- Żyjemy w dziwnym kraju – stwierdził w czwartek w radiowych „Sygnałach Dnia” prezes PiS. - Ci, którzy ścigają przestępców, są następnie ścigani, to dzisiaj praktyka powszechnie stosowana. Jeśli ktoś się wstawił za krzywdzonymi dziećmi, to jest ścigany przez media i ma przepraszać. No, ja się nie nadaję do wpisywania się do takiej praktyki – podkreślił.
Dorn jest innego zdania. Całą sprawę nazwał żenującą. - Jarosław Kaczyński odziera mnie z prywatności i próbuje zniszczyć - skomentował zarzuty prezesa PiS. Dlatego już zapowiedział, że pozwie Kaczyńskiego do sądu o naruszenie dóbr osobistych. CZYTAJ WIĘCEJ
Lista grzechów Dorna według PiS
To, czy Kaczyński przeprosi Dorna rozstrzygnie się w sądzie. Przesądzony już jest za to partyjny los byłego wiceszefa PiS. Decyzją koleżeńskiego sądu dyscyplinarnego – jak pisze „Dziennik” – ma być w ciągu dwóch tygodni wyrzucony z partii. Jednak nie za alimenty, ale za wielokrotne naruszanie statutu partii.
- Będę argumentował, że nie ma żadnego powodu wyrzucać mnie z partii - komentował w radiu RFM FM Dorn. - Trochę jestem w głupiej sytuacji, bo najkrótszą definicją celebrities jest to, że jest to człowiek znany z tego, że jest znany. Teraz pojawia się najkrótsza definicja polityczna mojej osoby. Że jest to polityk, którego po raz kolejny nie wyrzucono z partii, albo po raz kolejny próbuje się go z tej partii wyrzucić - dodał.
Żyjemy w dziwnym kraju. Ci, którzy ścigają przestępców, są następnie ścigani, to dzisiaj praktyka powszechnie stosowana. Jeśli ktoś się wstawił za krzywdzonymi dziećmi, to jest ścigany przez media i ma przepraszać. No, ja się nie nadaję do wpisywania się do takiej praktyki Jarosław Kaczyński
Co zarzuci Dornowi rzecznik dyscypliny Karol Karski? Będzie udowadniał, że już kilka dni po wyborczej porażce powstał sojusz trzech wiceprezesów partii, którzy, żądając radykalnej reformy statutu swojego ugrupowania, naruszyli:
- art. 25 ust. 7 mówiący że "członek PiS zobowiązany jest do sumiennego pełnienia powierzonych mu funkcji i obowiązków w PiS".
Zaraz potem Dorn, bez wiedzy organów statutowych, napisał list otwarty skierowany do Platformy, w którym zaproponował powstanie koalicji konstytucyjnej. Obiecywał, że w zamian za poparcie PiS-owskiego projektu konstytucji jego partia poprze m.in. wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. PiS zawsze uważało taką ordynację za zagrożenie dla demokracji. Dorn swoim listem naruszył więc:
- art. 13 ust. 2 pkt. 5 mówiący, że "członkiem PiS nie może być osoba, która postępuje sprzecznie z celami PiS" oraz
- art. 25 ust. 4, który głosi, że "członek PiS zobowiązany jest do udziału w realizacji programu partii".
Pan Kaczyński szkodzi partii, występuje przeciw tej nadziei. Nie kieruję jego sprawy do sądu partyjnego, nie mam zresztą takich kompetencji. Mam nadzieję, że pana Kaczyńskiego moja partia, prędzej czy później za szkodzenie jej rozliczy Ludwik Dorn
Do tego wszystkiego dochodzi – jak pisze „Dziennik” - list wiceprezesów partii, w który pisali m.in.: "Z przykrością musimy stwierdzić, że kierownictwo partii nie istnieje".
- Epatowanie kryzysem to działanie, którego żadną miarą nie da się wpisać w interes PiS - komentował to wówczas prezes PiS Jarosław Kaczyński. Nietrudno więc udowodnić, że te działania stanowiły złamanie:
- art. 25 ust. 3, który mówi, że "członek PiS zobowiązany jest do postępowania.
Kropkę nad „i” mają stanowić wypowiedzi Dorna - m.in. porównanie prezesa PiS do „pijanego Kwaśniewskiego”, ostrzeganie przed „susłoizacją” partii, czy stwierdzenie w liście do delegatów na kongres PiS, że „nikt w naszej partii nie może czuć się bezpieczny”.
"Partia naraża się na śmieszność"
Dorn ten scenariusz podsumowuje krótko: - Można powiedzieć, że w każdym punkcie ta argumentacja jest nie tylko do obalenia, ale do wyśmiania. Jeśli więc władze partii zdecydują się wystawić na śmieszność – nad czym będę ubolewał – to niestety będę musiał je wyśmiać.
Jego zdaniem PiS-owi szkodzi prezes. - Pan Kaczyński szkodzi partii, występuje przeciw tej nadziei. Nie kieruję jego sprawy do sądu partyjnego, nie mam zresztą takich kompetencji. Mam nadzieję, że pana Kaczyńskiego moja partia, prędzej czy później za szkodzenie jej rozliczy - powiedział były wiceprezes PiS.
Dodał, że jeśli zostanie wyrzucony z partii, to nie wstąpi do innej.
Źródło: IAR, RMF, Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: PAP