Studenci uczelni publicznych, którzy po zrobieniu licencjatu chcą dostać się na studia magisterskie, przegrywają z absolwentami uczelni prywatnych. Dlaczego? Ci drudzy mają zwykle znacznie wyższą średnią, która decyduje o przyjęciu na studia II stopnia - pisze "Dziennik".
Zdaniem studentów lepsze wyniki studentów prywatnych uczelni to "handel ocenami". Studenci uczelni publicznych wypowiedzieli więc wojnę nieuczciwym, ich zdaniem, nich praktykom.
Jeden z uczących się na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pozwał swoją uczelnią do sądu. Studiował na niej trzy lata i ukończył licencjat ze średnią 3,8. Dalej się nie dostał. Złożył w wojewódzkim sądzie administracyjnym skargę. - Przegrałem wyścig z absolwentami prywatnych uczelni, którzy mają wyższą średnią, ale umieją mniej niż ja - uzasadnia swój pozew.
Patrzą przez palce
Jak ocenia szef kancelarii Civitas et Ius, Piotr Brzozowski, wykładowcy na prywatnych uczelniach patrzą przez palce na poziom kształcenia, bo za swoją pracę biorą wysokie pensje.
Wśród kadry naukowej nietrudno znaleźć osoby, które potwierdzają jego wersję. Jedna z nich, doktor na Uniwersytecie Śląskim, na co dzień wykłada na państwowej i kilku prywatnych uczelniach. - Ludzie płacą za studia ciężkie pieniądze, więc muszą mieć wyniki. Puszczamy oko do studentów prywatnych uczelni, wskazując możliwość zrobienia magistra na uniwersytecie - mówi.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu